Z twórczością H.P Lovecrafta zetknąłem się po raz pierwszy jakieś 20 lat temu. Jako dzieciak byłem pod tak olbrzymim wrażeniem stworów i światów doprowadzających człowieka do szaleństwa. Wyobrażałem sobie jakie wykręcone tytuły da się stworzyć na bazie mitologii o przedwiecznych. Teraz pojawia się Euclidean i serwuje nam wizytę w świecie inspirowanym twórczością Samotnika z Providence. Tylko czy ja na pewno tego właśnie chciałem?

Euclidean którego nazwa wywodzi się greckiego matematyka, to bardzo nietypowa produkcja stworzona z myślą o hełmach VR. Nie oznacza to jednak że osoby nie posiadające tego typu zabawek nie mogą sobie w ten tytuł pograć.

Produkcja ta jako tako nie ma żadnej fabuły. Wszystko pozostawione jest w sferze domysłów i nie wiadomo w kogo się wcielamy ani co tak naprawdę się dzieje. Dlatego też kilka następnych linijek tekstu to moje insynuacje i domysły.

W grze wcielamy się w artystę, najprawdopodobniej malarza, który to udał się w odludzia by stowrzyć swoje najnowsze dzieło. Bohater wspiął się na szczyt góry by namalować coś co jego zdaniem było księżycem. Podczas przyglądania się olbrzymiej świecącej kuli malarz zostaje porwany do innego wymiaru. Bohater znajduje się gdzieś poza czasem i spada w dół. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak jakby nasza postać tonęła. Prawda jest jednak znacznie gorsza.

Podczas naszej „wędrówki” w dół słyszymy głos jakieś złowieszczej postaci. Informuje ona nas że znajdujemy się poza czasem i najprawdopodobniej zwariowaliśmy z powodu przeładowania naszych zmysłów czymś czego człowiek nie jest w stanie pojąć.2015-09-18_00005

Jak już wspominałem Euclidean nie opowiada jakieś historii w sposób typowy. Mamy pewne najogólniejsze wskazówki, które w połączeniu ze znajomością literatury Lovecrafta pozwalają graczowi napisać we własnej głowie wytłumaczenie tego co dzieje się na ekranie.

Ta mała i tania gierka (sugerowana cena to 4$) jest raczej pokazem tego co można robić z technologią VR. Jako fan ojca Cthulhu całość przypadła mi do gustu. Jednak z perspektywy gameplayu jest tu mniej do roboty niż w znienawidzonych przez wielu graczy symulatorach chodzenia. W praktyce poruszamy się nieustannie w jednym kierunku (dół) i rozglądamy się na boki tak by unikać geometrycznych stworzeń. Mamy jeszcze możliwość zniknięcia na chwile co pozwala nam przeniknąć napotkane na naszej drodze potowy. I to by było na tyle. Praktycznie zero interaktywności ze światem w którym się znajdujemy. Z perspektywy klawiatury i myszki brzmi to strasznie. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę hełm, który pozwala nam się swobodnie rozglądać to gra nabiera sensu.2015-09-18_00006

Przejście całości zajęło mi w okolicach dwóch godzin. Przy odrobinie szczęścia da się to zrobić trochę szybciej. O jakimkolwiek współczynniku raplayability nie ma mowy bez hełmu VR. Wtedy produkt ten staje się trochę bardziej interesujący i można go pokazywać znajomym nie wprawionym w wygibasy z kontrolerem. Teoretycznie gra ma jeszcze tryb permanentnej śmierci, gdzie każda wpadka równa się rozpoczęciu całości od nowa. Nie wydaje mi się to jednak niczym specjalnie zachęcającym do ponownej zabawy. Z drugiej strony stosunkowo niska cena sprawia że zainteresowanie Samotnikiem z Providence mogą pozwolić sobie na wizytę w innym wymiarze, gdzie spoczywają umysły przedwiecznych.2015-09-18_00014

Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną Euclidean to stoi ona na przyzwoitym poziomie. Audio to głównie mające nas wystraszyć teksty tajemniczego głosu. Są na tyle interesujące że nadrabiają jakieś inne braki. Niestety nie ma ich zbyt wiele i przy trzecim lub czwartym powtórzeniu poziomu słyszymy te same linijki. Dźwięki w tle są tym co wyobrażam sobie podczas czytania opowiadań z mitologi Cthulhu. Pasują one więc idealnie do budowania niepokojącego nastroju znajdowania się w nieznanym sobie miejscu. Oprawa graficzna jest tutaj bardzo oszczędna. W otchłani dominuje głównie ciemność zdecydowanie ograniczająca naszą widoczność. Pojawiające się elementy otoczenia mają w jakiś tam sposób kojarzyć się z dawną architekturą i czymś obcym.

Podobnie jest z potworami, które nie przypominają niczego innego co widziałem w grach. Przynajmniej niczego co widziałem od czasów NESa. Unikamy bowiem piramid, jakiś tam strzałek i innych stworzeń, które przypominają raczej figury geometryczne niż krwiożercze bestie. Uważam to za świetne rozwiązanie, które pokazuje że jesteśmy z dala od tego co jest dla nas wytłumaczalne. W naszej świadomości wielki trójkąt nie jest niczym strasznym. Jednak w jakimś innym wymiarze i innym czasie to może być właśnie coś co stoi na szczycie łańcucha pokarmowego.

2015-09-23_00001

Euclidean nie jest czymś co mogę polecić każdemu bezwarunkowo. Posiadacze Oculus Rift lub innych podobnych gadżetów do VR mogą się zainteresować grą zrobioną pod ich sprzęt. Fani Lovecrafta dostają coś inspirowane innymi wymiarami z jego twórczości. Reszta widzi jakieś dziwadełko, którym nie warto byłoby się zainteresować gdyby nie stosunkowo niska cena. Mnie Euclidean wciągnęło bardziej niż się tego spodziewałem. Nie wyobrażam sobie jednak by wielu osobom ten „symulator tonięcia” przypadł do gustu.