Przyznajcie się – wszyscy oglądaliście kiedyś Czarodziejkę z księżyca. Do dziś, jeżeli zapytać przypadkowego człowieka o anime, które zna, wymieni zapewne te kilka tytułów, które puszczane były na przełomie wieków przez Polsat lub RTL7 i Sailor Moon bankowo będzie jednym z nich. Niewielu takich przypadkowych ludzi wie natomiast, że koncepcja nastoletnich dziewczyn, które za pomocą magii zwalczają zło, a po drodze zmagają się z pierwszymi miłościami i innymi porażkami dnia codziennego nie jest w mandze i anime niczym wyjątkowym – wręcz przeciwnie. Serie takie jak Cardcaptor Sakura czy Magic Knight Rayearth dawno zapisały się w kanonie klasyków, a kolejne im podobne do dziś podbijają serca nastolatek (i niektórych nastolatków pewnie też). Idea jest prosta – słodkie, kolorowe dziewczyny, magia, przerysowane zło, które trzeba pokonać i dużo dużo dużo miłości i wszelkiej śliczności. Jak się ma natomiast do tego Puella Magi Madoka Magica od Shaft i Aniplex?

Na początek proponuję obejrzeć opening:

Prawda, że uroczy? Problem jest tylko taki, że przeczy on wszystkiemu, co w tym anime zobaczymy. Puella Magi Madoka Magica to dwanaście nieprawdopodobnie mrocznych, poważnych i smutnych odcinków. Historia opowiada o kilku nastolatkach, które od kotopodobnego słodziaka imieniem Kyubey otrzymują prostą ofertę – spełni on ich jedno życzenie, w zamian muszą one jednak, jako magiczne dziewczyny, poświęcić swoje życie walce z siejącymi na świecie rozpacz wiedźmami. Szybko okazuje się, że nie jest to jednak wcale prosta robota – bohaterki muszą poświęcać każdą wolną chwilę na poszukiwanie i zwalczanie wiedźm, co umiarkowanie dobrze wpływa na ich życie towarzyskie, a śmierć czyha na nie dosłownie za każdym rogiem.

Dziewczyny czerpią moc z tak zwanych „klejnotów dusz”, ta jednak szybko się wyczerpuje i trzeba ją uzupełniać za pomocą czarnych nasion, które upuszczają pokonane wiedźmy. Zaniedbanie swojego klejnotu kończy się rzecz jasna w raczej przygnębiający sposób.

Z początku można odnieść wrażenie, że fabuła rozwija się bardzo powoli – pierwsze dwa z dwunastu odcinków służą za wprowadzenie do świata przedstawionego i niewiele różnią się od typowego anime o magicznych pannach. Dopiero odcinek trzeci pokazuje nam, jak bardzo zwodnicze są radosne barwy Puelli, a historia nabiera tempa; Tak naprawdę jednak trzeba obejrzeć całość, by docenić kunszt z jakim twórcy przedstawili opowieść.

Choć mogłoby się wydawać, że zwrotów akcji i tajemnic do wyjaśnienia jest odrobinę za dużo jak na dwanaście dwudziestominutowych epizodów, wszystko poprowadzone zostało po mistrzowsku – Puella jest spójna, pozbawiona zbędnych dłużyzn i zawsze bardzo elegancko zaprasza nas do obejrzenia kolejnego odcinka. Obawiałem się wprawdzie trochę o zakończenie, gdyż sknocenie go było w tym przypadku nieziemsko łatwym zadaniem, na szczęście jednak doskonale wpisuje się ono w założenia serii – w tym świecie nawet, jeżeli dobro wygrywa ze złem, jest to pyrrusowe zwycięstwo.

puella_girls

Jak można wywnioskować ze wcześniejszych akapitów, rzadko będziemy się podczas seansu śmiać – przez większość czasu będzie nam zwyczajnie szkoda bohaterek i z niedowierzaniem będziemy obserwować, co się wyprawia na ekranie. Szczególnie potargały mną wątki Sayaki i Kyoko – ich historie to doskonałe antytezy stwierdzeń „dobre uczynki są wynagradzane” i „grzechy zawsze można odpokutować”.

Naturalnie reszta postaci również stoi na bardzo wysokim poziomie – nawet tytułowa Madoka łamie (choć z pewnym trudem) popularny schemat „irytującego głównego bohatera w anime”. Na największe brawa zasługuje natomiast Kyubey, który jest na swój sposób uosobieniem całej serii – gwarantuję, że bardzo dawno nie spotkaliście w japońskiej animacji kogoś tak zakręconego i budzącego tak skrajne i niejednoznaczne emocje.

Tym sposobem dochodzimy do sedna sprawy – Tak jak Strażnicy Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa zdekonstruowali opowieści superbohaterskie, tak Puella dekonstruuje magiczne dziewczyny. Z pozoru mamy tu wszystko, czego spodziewalibyśmy się po tego typu historii – kilka panienek, każda ma swój charakterystyczny kolor, każda jakąś specjalną moc, a towarzyszy im słodki magiczny zwierzaczek. Poruszone zostają natomiast zupełnie inne niż zwykle problemy – walka ze złem jest w zasadzie drugoplanowa, a typowego romansu i przerysowanych scen komediowych ze świecą szukać.

Zamiast tego są łzy, krew i poczucie beznadziejności. Bohaterki targane są ciągłymi rozterkami, a ich życia zdają się nie mieć sensu. Istnieje dla nich tylko nieustanna walka, a powszechnie wiadomo, że jak długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas. Puella bez przerwy mydli oczy pozorami, by nagle zaserwować nam ognistego plaskacza. To właśnie ta zabawa konwencją jest jej największą siłą – znane nam elementy umiejscowione zostają w nieznanymi środowisku, co buduje niesamowite napięcie – oglądając, czujemy na karku zimny oddech czegoś bardzo nieprzyjemnego, co za chwilę rozbije na kawałki ten pięknie zaprojektowany przez twórców świat.

A jest on zaiste piękny. Zaczniemy nietypowo, bo od tła – miasto, w którym odbywa się akcja stoi gdzieś na zbiegu dróg eklektyzmu, futuryzmu i modernizmu. Nic tu nie zostało zrobione bez pomysłu – każda lokacja, od domu Madoki, przez mieszkania Mami i Homury, aż po szkołę głównych bohaterek, bije po oczach detalami, a ich projekty są oszałamiające. Dla kontrastu, często odwiedzimy wraz z dziewczynami światy wiedźm, które z kolei wyglądają, jakby japoński deweloper gier wideo ATLUS (m.in. cykl Megami Tensei, Catherine) dogadał się z Salvadorem Dali, żeby wspólnie stworzyć własną wersję Dziadka do orzechów. Efekt jest piorunująco niepokojący.

puella_witch

W tym szczegółowym i ostrym jak brzytwa uniwersum, bohaterki zdają się być trochę jakby nie z tej bajki – choć są tak moe, że bardziej się chyba nie da, samej kresce daleko do standardu – grube i kanciaste kontury oraz„ołówkowe” cieniowanie łączą się tu z brutalnym kalejdoskopem barw. Chwilę zajmuje przywyknięcie do ostatecznego efektu, w ogólnym rozrachunku trudno się jednak do czegokolwiek przyczepić, tym bardziej, że projekty samych postaci i ich strojów bywają nie mniej pomysłowe od projektów teł. Jeżeli któraś postać wygląda sztampowo/stereotypowo, jest to efekt z góry zamierzony i mający swoje znaczenie. Animacja z kolei to klasa sama w sobie – każda walka jest dynamiczna, pełna efektów i, przede wszystkim, dokładnie pokazana – nie ma tu miejsca na typowe dla Dragon Balli i innych shonenów pokazy slajdów. Również przy „spokojniejszych” scenach nie widać cięć budżetowych – mimika i mowa ciała działają tak jak powinny, a w tle na ogół coś się dzieje.

puella_cd

Zbliżamy się wprawdzie do raczej jednoznacznej konkluzji, grzechem by było nie wspomnieć jednak o oprawie audio. Seiyuu spisują się bardzo poprawnie, szczególnie biorąc pod uwagę wachlarz emocji, który prezentuje każda z bohaterek, ode mnie natomiast idą wyróżnienia dla Chiwy Saitō za jej interpretację Homury i ewolucji jej postaci, oraz dla Emiri Katō, która sprawia, że głos Kyubeya śni się po nocach. W kwestii muzyki natomiast, szczególnie pochwalić należy soundtrack przygotowany przez Yuki Kajiurę (m.in. Kimagure Orange Road, Noir, Tsubasa Chronicle). Jej podniosłe nuty, często w akompaniamencie chórków towarzyszą nam przez większość anime i bezbłędnie wpasowują się w przedstawiane sceny – zapewne dlatego, że kompozytorka zawsze dokładnie zapoznaje się z treścią produkcji przed rozpoczęciem pracy. Blado przy jej kawałkach wypadają niestety opening i ending. O ile ten pierwszy jest jeszcze przyjemnie skoczny i miło się go słucha, tak ten drugi w ogóle nie zapada w pamięć, a na domiar złego towarzysząca mu animacja przywodzi na myśl budżet Higurashi no Naku Koro ni.

I to by było na tyle – Puella Magi Madoka Magica to anime dopieszczone pod niemal każdym względem i każdemu je gorąco polecam. Nie będziecie się przy nim „świetnie bawili” – prędzej się zdołujecie i pogrążycie w ponurych myślach, ale… Co z tego? Przecież warto.

puella_kyubey