Ustalmy jedną rzecz na wstępie. To nie jest typowa recenzja, jakiej moglibyście oczekiwać. Z prostego względu – PixARK totalnie nie wpisuje się w mój gust. Jednak z pełną premedytacją przyjąłem klucz do gry, aby przekonać się, czy istnieje chociaż cień szansy, że kiedyś po powrocie z pracy odpalę ten tytuł i będę tłukł sześciany. Nope.

Krzyżówka Minecrafta i Ark: Survival Evolved kusi wielkim światem, morzem możliwości, proceduralnie generowanymi questami oraz kolorową grafiką. Jest trochę magii, trochę technologii, zbieranie krzaczków i jagódek. Nie brak oczywiście stworzeń, nie tylko nastawionych do gracza neutralnie, ale też takich, które czekają tylko na możliwość zabicia gracza. Jako laik i totalny amator survivalu, w PixARK ginąłem niezwykle często. Ze zwierzątkami możemy się też zaprzyjaźnić, więc ekipa towarzyszących indyków, dinozaurów i innych ssakopodobnych stworzeń wydaje się być niezbędna, aby przeżyć w tym świecie. W trakcie rozgrywki nieraz kląłem, gdy przypadkiem trafiałem do wyjątkowo nieprzyjemnej okolicy, w której pluły na mnie jakieś roślinki, ganiały drapieżne dinozaury, skorpiony czy inne zombie. Wejście do rejonu „wysokiego ryzyka” poprzedzane jest stosowną informacją, ale nieraz w pozornie bezpiecznej okolicy dostawałem łomot. I tak w kółko, bo gra nic nie wyjaśnia.

Interfejs PixARK nie sprzyja konsolowym graczom

PixARK nie ma historii, ponieważ tę gracz tworzy samodzielnie budując własną osadę, oswajając zwierzęta i zwiedzając otaczającą go krainę. Tytułowi nie sposób odmówić uroku, jednak pod wielokolorową, słodką oprawą kryje się kilka solidnych łyżek dziegciu. Interfejs PixARK wygląda jak żywcem wyciągnięty z PC, a jego obsługa przy użyciu pada jest strasznie toporna i mozolna. Przeskakiwanie pomiędzy przedmiotami w podręcznym menu i punktami zdolności to mordęga. Szkoda, ponieważ tytuł oferuje wiele rozbudowanych menusów, które… osadzone są w kolejnym menu.

W PixARK znajduje się całe drzewko przedmiotów i zdolności odblokowywanych przez gracza ręcznie. Nie mogę niestety powiedzieć, że odblokowywanie nowych skillsów jest satysfakcjonujące. Brakuje mi czegoś bliżej nieokreślonego, co napędzałoby mnie do dalszego rozwoju postaci. Możliwość wytworzenia nowego przedmiotu po prostu nie sprawia frajdy. Bardzo doskwiera brak narracji wprowadzającej gracza w mechanikę i prawa rządzące światem gry. Z jednej strony, OK., jest to survival, więc radź sobie sam. Z drugiej strony nie wiesz, jak wykonać podstawowe czynności i budzisz się z ręką w nocniku, bo Twój pamperek jest głodny, przemęczony i przegrzany. Ekran niejednokrotnie jest zasypany powiadomieniami, jednak te bardziej przeszkadzają, niż tłumaczą. A napis LEVEL UP IS AVAILABLE! Access Inventory To Apply Points! nie zniknie, dopóki gracz nie rozdysponuje punktów zdolności. GFY.

Wszyscy chcą mnie zabić

W PixARK pograłem kilka godzin, najpierw w trybie single player, a później w multi. Jak wspominałem w 33 epizodzie naszego podcastu, na serwerach stoją już wielkie wille wybudowane przez dzieci. Lub też dorosłych podających się za dzieci. W momencie pisania recenzji serwery świecą pustkami i wątpię, aby sytuacja ta miała zmienić się w przyszłości. Na dobrą sprawę rozgrywka online nie różni się znacząco od single player, jeśli nie będzie Wam towarzyszyć znajomy. Próbowałem znaleźć sobie jakiś przytulny kącik, na przykład górkę, w której to wydrążyłbym sobie jaskinię, ale nigdy nie dałem rady. Dlaczego? Patrz kilka akapitów wyżej: notorycznie dostawałem w pupę.

Serwerowa kraina pełna była lokacji o zróżnicowanej charakterystyce, począwszy od polanek, przez bambusowe lasy, aż po moczary. Czasem szwankuje respawn i dochodzi do sytuacji, w których moment po wylądowaniu, gra przerzuca nas w inną lokację. Nie ma bezpiecznej strefy, więc możliwa jest śmierć kilka sekund po respawnie. T-rex nie ma uczuć. NPC blokują się w ścianach lub wskakują do dołków, z których nie potrafią wyjść. A mój towarzysz-diunuś, który dzielnie przeżył przy moim boku może 5 minut, nie potrafił opuścić domu. Jest też sporo spadków FPS, chrupnięć i sekundowych zaników lokacji. Aha – autojump działa, jak chce.

Jaki jest PixARK?

Tytuł jest bardzo nierówny. Na PC może jeszcze dałoby się go solidnie obronić, ale port na PS4 pod wieloma względami niedomaga. Biorąc pod uwagę powyższe, nie polecam kupna PixARK za cenę rzędu 170 złotych. Za ceną powinna iść jakość, a tej niestety nie czuć.  Wiem, że jest to stosunkowo świeży tytuł i obowiązuje go swego rodzaju „wartość dodana”. Mimo wielu niedoróbek, gra może zostać przyjęta ciepło przez młodszych graczy i nieco starszych wielbicieli survivalu w kolorowym wydaniu.