Na wstępie napomknę o tym, co się teraz właściwie dzieje w uniwersum DC – od czasu rozpoczęcia linii wydawniczej DC Odrodzenie nie nastąpił żaden reset wydarzeń, niektóre serie (np. Liga czy Superman) jednak się zakończyły i zmieniły scenarzystów. Reszta nadal trwa i jest wydawana pod szyldem „Odrodzenie”. Logiczne? Nie. Komiks Liga Sprawiedliwości – Bez Sprawiedliwości stanowi pomost między dość mierną serią Bryana Hitcha, a nową Ligą autorstwa Scotta Snydera.

Z kosmosu nadciągają cztery wielkie stwory, których celem jest, a jakby inaczej, niszczenie światów. Już mi się nie podoba. Pojedynczy album to zbyt krótka forma na opowiadanie historii o wadze tak ciężkiej, jak zagrożenie dla Ziemi. Szczególnie taki 140–stronicowy. Ale nie chciałem skreślać komiksu na wstępie, więc czytałem. Nie jest dobrze…

4×4

Stwory z kosmosu zaczynają podbój od planety, na której mieszka Brainiac (ten android, który czasami walczył z latarniami). Jest on świadom wielkiego zagrożenia, dlatego dzieli ziemskich superbohaterów na cztery grupy po cztery osoby. Każda ma wybić jednego stwora. Herosi zdają się być dobrani losowo. Brainiac uważa jednak, że jest w tym jakiś głębszy sens i te drużyny mają jakieś nazwy nawet niby odpowiadające ich specjalizacjom. Wszyscy, którzy już przeczytali komiks, zgodzą się jednak chyba, że scenarzyści chcieli po prostu zestawić ze sobą wybranych przez nich bohaterów, bez głębszego sensu. I co gorsza – bez uzasadnienia fabularnego. No dobra, ale co dalej?

(Mało) ważne wydarzenia

Brainiac nagle umiera zhakowany przez Amandę Waller, o co jego syn oskarża Ligę Sprawiedliwości. Mniejsza. Liga przegrywa tę walkę. Planeta jest podbita, czy tam zjedzona, a stwory widocznie zabierają się za Ziemię (nie mylić z Zimnią 😉 ). Tragedia. Superbohaterowie przerażeni, tak jakby gorszych stworów nie pokonywali wielokrotnie. Co dalej? Zaskoczenie – wygrywają :O Wszyscy szczęśliwi, wszyscy się radują. Na końcu ze sobą gadają i właściwie jedynym godnym uwagi wydarzeniem jest przekazanie przewodzenia Ligą Marsjańskiemu Łowcy. Ciekawe. Mam nadzieję, że wątek się fajnie rozwinie w serii Snydera. Właśnie, ale co z tą serią? Komiks okazał się być w ogóle niepodobny do innych dzieł scenarzysty. Wyprany z uczuć, nieoryginalny, nudny. Co prawda Scott nie tworzył komiksu sam, ale Joshua Williamson czy James Tyler IV też jakichś słabych komiksów nie tworzyli, więc nie mam pojęcia, czemu w praniu wyszedł album tak przeciętny. Teraz tylko trzymać kciuki za wychodzący w listopadzie pierwszy tom nowej Ligi. O rysunkach nie będę zbytnio wspominać, bo po prostu się za bardzo niczym nie wyróżniają – są spoko. Reszta komiksu nie.