Dużo się ostatnio mówi o upadku telewizji. “Kolejne amerykańskie gospodarstwa domowe przechodzą na usługi VOD”. W odróżnieniu od innych widocznych zmian, będących znakiem upływu czasu, jak np. gry only-online czy rezygnowanie z ich edycji pudełkowych, są w większości źle odbierane przez starsze pokolenie. Inaczej jest z VOD. Tutaj praktycznie wszyscy uznają jej wyższość nad telewizją. Ja nie.

Uwaga, artykuł będzie zawierać wiele bardzo kontrowersyjnych i niczym niepopartych opinii. Zapraszam!

Za co wszyscy kochają usługi streamingowe? Sądzę, że dla szarych Kowalskich wyróżniają się dwie rzeczy: wygoda oglądania oraz materiały własne właścicieli platform. Zacznijmy od tego pierwszego. “Na Netfliksie można zastopować, a w telewizji nie”. No, jest to prawda, jeśli masz darmową telewizję naziemną, a ja tu biorę pod uwagę wszelkie dekodery z milionem opcji. I tam możecie pauzować do woli, a nawet nagrywać, i to bez włączonego ekranu. “Dobra dobra, ale po co mi nagrywanie, skoro na HBO GO mogę do woli pobierać?” No tak, po nic, masz rację. Na razie tylko odpieram argumenty, za chwilę dam swoje z przedrostkiem kontr.

“Mogę wybrać, co chcę, za to telewizja narzuca mi wybór”. Tak, to prawda, o czym to jednak świadczy? Gdy siadam do Disney+ muszę wiedzieć, co chcę oglądać. Muszę wytężyć umysł. Telewizor robi to za mnie. Można mówić, że to przecież oczywiste, że lepiej oglądać to, co się wybrało samemu. Ja jednak patrzę na to inaczej. Codziennie rano zaglądam na Filmweb, który w czytelny sposób informuje mnie, co jest w telewizji. I ja jestem już do tej metody po prostu przyzwyczajony – dodaję filmy do listy “Do obejrzenia” i czekam, aż któryś będzie na którejś stacji. Praktycznie w każdym tygodniu jest co najmniej jeden film. Teraz szansa, że dany film będzie na którymś z VOD, gdy ja akurat sobie pomyślę, jest bardzo mała, a i musiałbym co chwilę kupować inną usługę.

Obejrzę, bo wszyscy oglądają

I tu dochodzimy do ważnej kwestii. Siłą, przez którą wszyscy w moim otoczeniu uwielbiają wszystkie te głębokie VODy (he, he), są seriale. Breaking Bad, Daredevil, Stranger Things (Tutaj mała dygresja: jeden znajomy gościu ostatnio mi opowiedział, że jest w trakcie oglądania wymienionego serialu. Szczerze mnie to zdziwiło, ponieważ nie wydawał się osobą, która lubi tego typu produkcje. On powiedział: “A, bo wszyscy oglądali, to ja też obejrzę…” Asertywność przede wszystkim 😉 ), Dom z papieru, Czarnobyl, The Mandalorian. No cóż, ale przyznam szczerze, że ja po prostu zbytnio nie lubię seriali. Ja też mam parę swoich ulubionych, do których lubię wracać, ale nie mam siły oglądać tych wszystkich dziesięciu czy dwunastu sezonów danej produkcji. Pomyślcie sobie, że miałbym teraz nadrabiać całą Grę o tron. A często dostaję od kogoś takie propozycje:

– Hej, siema ziomek, słyszałeś o tym serialu: [tu znany i lubiany serial]?

– No tak, słyszałem, ale nie oglądałem.

– To musisz natychmiast nadrobić; pierwsze pięć sezonów trochę nudne, ale później super.

Kurtyna. Do tego jeszcze jedna kwestia. Dużo osób ogląda seriale w ilościach hurtowych, od rana do nocy. Ja wiem, że to dla nich pewnie żaden argument, ale takie pochłanianie to chyba zbyt dobre nie jest (i ze względów zdrowotnych, i psychicznych). W telewizji nie ma takiego problemu. Żeby nie było, że ja powyższe seriale ignoruję. Po prostu nie mam siły ich oglądać, ale Czarnobyl to mam zaliczony cały! Jest spoko.

VOD nie zastąpi mi telewizji

Dlaczego mimo moich najszczerszych chęci VODy nie zastąpią mi na razie telewizji? Bo mimo nawet najlepszych filmów i seriali brakuje tam wielu rzeczy. Nie ma transmisji sportowych (które, można powiedzieć, utrzymują kablówkę przy życiu), nie ma wiadomości, czy też… teleturniejów. Nie żebym je jakoś szczególnie oglądał, bo zbyt mądre to one nie są (oczywiście poza “Jeden z dziesięciu”), ale fajnie od czasu do czasu spojrzeć na “Familiadę”, gdy leci w tle. Oczywiście na Netflixie coś takiego by nie przetrwało, bo nikt sam z siebie by chyba teleturniejów nie oglądał. A szkoda, bo Strasburger nie miałby komu żartów opowiadać.

Dobra, czas na kolejne nikogo nieprzekonywujące argumenty. Na HBO Go można zastopować powiadacie? No fajnie, fajnie – ale czy to plus? Tak, to prawda, że na Polsacie długość reklam to jest jakieś baaardzo długie nieporozumienie (legenda mówi, że reklamy trwają tyle, ile jest promyków w logo stacji – oczywiście w minutach 😀 ), ale na innych kanałach nie jest źle. A blok to przecież świetna okazja na chwilę przerwy, pójście do łazienki czy wypicie herbatki. Żeby nie było, że się zgrywam – sam mając nagrany jakiś film, często zostawiam reklamę by porobić co chcę, a w każdym momencie mogę przecież przewinąć.

Co jeszcze zostaje? Pewnie kwestia ceny. Cóż, w temacie bardzo nie siedzę (sam nie wiem, ile płacę), ale w internecie widzę, że niezłe oferty zaczynają się od 25-30 złotych (mniej niż Netflix), a naprawdę super komfortowe to wydatek 60-70 złotych. Cóż, nie sądzę, żebym tym artykułem przekonał do swojego zdania bardzo dużo osób, jednak mam takie zdanie, jakie mam. Pozdrawiam.