Świetnie się bawię przy grach z serii Dead or Alive. Nie ma na rynku bardziej relaksującego fightera o podejrzanie dużych piersiach i ich kobietach. Dodać do tego agresywny (acz wyrafinowany) system walki i mamy idealny tytuł na popołudnie z kumplem przy kilku piwkach. Zakładam, że wielu ludzi na świecie patrzy na DOA w podobny sposób, bo gra doczekała się swojej ekranizacji – a produkcja jest to wyśmienita i zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że muszę przelać swoje odczucia w formie recenzji na papier bloga.

DOA: Dead or Alive – do oglądania

W pierwszej linii DOA: Dead or Alive opowiada o Kasumi (Devon Aoki), księżniczce ninja, która postanawia opuścić swój klan i odszukać swego uznanego za zmarłego brata – Hayate (Colling Chou). Rezygnuje z tronu i postanawia wziąć udział w kolejnej edycji turnieju sztuk walki Dead or Alive, gdzie Hayate rzekomo poległ. Choć jej odejście uznane jest za karaną śmiercią zdradę, Kasumi się nie poddaje – jej ogromnej determinacji po prostu wypada pochylić czoła. Jej misja podkreśla również inny ważny wątek – miłości do swej rodziny, dzięki której przezwyciężyć można wszystkie trudności.

Dead or Alive i 3 laski

Reszta obsady

Kasumi nie jest jednak jedyną godną uwagi bohaterką – dotarłszy na wyspę, gdzie organizowany jest turniej, poznaje ona również Tinę (Jamie Pressly) i Christie (Holly Valance), dwie kolejne zawodniczki, i zaprzyjaźnia się z nimi. Tina, pozornie wesoła i promieniująca dobrym humorem, tak naprawdę zmaga się z poważnym wewnętrznym dylematem – żyje w cieniu ojca i boi się, że świat nie bierze jej zdolności na poważnie, gdyż jest tylko wrestlerką. Poprzez udział w Dead or Alive, chce udowodnić swoją siłę. Christie to z kolei zawodowa złodziejka, której los nie pozostawia innego wyboru jak wziąć udział w turnieju. Początkowo zimna i obojętna, w końcu ociepla się pod wpływem Tiny i Kasumi – to w jej przypadku najlepiej widać metamorfozę postaci pod wpływem przyjaźni.

Efekciarstwo

Film rzecz jasna nie jest tylko zlepkiem kolejnych sekwencji efektownych walk – owszem, dużo czasu spędzimy podziwiając pieczołowicie przygotowane choreografie w wyśmienicie wyreżyserowanych starciach, nie należy jednak zapominać o niebagatelnej mrocznej intrydze kryjącej się za turniejem. Doprowadza ona do epickiej konfrontacji w odwiecznej batalii dobra i zła, co znakomicie podkreśla powagę filmu i jego przesłanie. Fanów cyklu gier z pewnością ucieszy fakt, że fabuła garściami wręcz czerpie z pierwowzoru i jest do niego bardzo porównywalna.

Dead or Alive i walka na mokro

Również bohaterki i bohaterowie zostali wiernie zaadaptowani na srebrnym ekranie. Trzeba nie lada kunsztu aktorskiego, by przekonująco oddać tak kompleksowo napisane postacie jak Bass, Leon czy Bayman. Dbałość o szczegóły przejawia się również w ukazanych lokacjach, które żywcem zostały przeniesione z ekranów konsol, a liczne odniesienia do serii, jak chociażby mecz siatkówki [pamiętać o linku do DOA xtreme volleyball], świadczą o solidnym przygotowaniu się ekipy filmowej.

Głęboki sens Dead or Alive

DOA: Dead or Alive to rzecz jasna nie tylko produkcja dla osób zaznajomionych z cyklem gier – to ponad wszystko wyśmienity film o walce, ideałach i marzeniach. Doskonałe tempo akcji nie pozwala nam oderwać się od ekranu, a wyśmienity montaż scen, przepiękne zdjęcia i niebanalna praca kamery, która ukazuje wszystko to, co chcemy w Dead or Alive zobaczyć czynią z DOA tytuł, którego nie można przegapić. Wystarczy powiedzieć, że DOA zostawia inne tego typu filmy daleko w tyle – jest nie tylko wyborną egranizacją, ale również wyśmienitym kinem akcji. Panda poleca!