Alien Swarm niedawno stuknęło bite pięć lat. Jego fenomen jednak nie doprowadził do popularyzacji strzelanek z kamerą wysoko nad bohaterem. Szkoda, bo perełki pokroju The Red Solstice, byłyby już wtedy częstszym widokiem. (wcześniej też, ale tylko na konsolach – dop. Coati)
Jesteś kosmicznym marine wysłanym żeby zbadać, okoliczności upadku placówki naukowej na Marsie. Zalatuje mocną sztampą? I oto chodzi! Niez(a)rażonych pocieszę, że walczymy ze zmutowanymi ludźmi i zwierzętami, a na końcu każdej z misji czyha boss! Nic więcej (poza miodnym co-opowym gameplayem) nie jest do szczęścia potrzebne. Zbędnie spowalniałoby to rozgrywkę.
Przybywając na miejsce, gracz dowiaduje się, iż ośrodek doszczętnie zrujnowała potężna psioniczna burza. Doprowadziło to do niekontrolowanych ewolucji. Ty i twój mały oddział musicie ją postawić na nogi oraz wezwać posiłki. Klasycznie, punkt ewakuacyjny jest w najniebezpieczniejszej części mapy – trzeba będzie go bronić przed przytłaczającymi siłami obcych. Czyli to, co tygryski lubią najbardziej.
Goście od mokrej roboty
Stojąc na czele czteroosobowej ekipy i przebijając się przez kolejne poziomy bazy, warto skrzętnie zbierać pozostawiony przez jajogłowych sprzęt. Raz, że kompleks skrywa parę ciekawych tajemnic dwa, że każda pomoc, dzięki której można oszczędzić amunicję się przyda. Tej – oczywiście – nigdy za wiele – w obliczu nieskończonej hordy wrogów. Kilkunastogodzinna kampania stanowi idealne wprowadzenie do trybu wieloosobowego. Kreując ekipę w singlu, na spokojnie poznamy większość zależności międzyklasowych. I tak dla przykładu, snajper pozwoli eliminować cele z większej odległości, będąc jednocześnie bezbronnym w starciu wręcz, a heavy-support spokojnie ściąga na siebie obrażenia. Kluczowe jest odnalezienie złotego środka podczas eksploracji, bowiem prąc przed siebie zostaniemy otoczeni, zaś ślamazarnie przeszukując kolejne pomieszczenia damy przeciwnikom czas na przygotowania zasadzki. Choć wszystkie poziomy zostały zaprojektowane przez człowieka, to pojawiające się w trakcie zadania sub-questy losują się z obszernej puli.
Magiczna ósemka
Multiplayerowe starcia nastawione są wyłącznie na kooperację. Idealnie spasowana drużyna przebija się przez kolonię jak gorący nóż przez masło. Nie chodzi wcale o prozaiczne leczenie tanka, czy bezmyślne wykorzystywanie umiejętności. Każda z ośmiu postaci ma unikatowy zestaw zdolności – w połączeniu z co-opem na osiem osób – pozwala na sporo ciekawych zagrań. Z kultowym już zaspawaniem towarzysza za ścianą.
Nie da się psioczyć na architekturę sieciową, bowiem dołączenie do kolejnych „meczy” trwa krótko, a matchmaking rzadko wrzuca w gromadę internetowych trolli. Po części to zasługa dość wysokiego poziomu trudności, a po części społeczności, która zgromadziła się wokół produkcji. Komunikacja odbywa się za pomocą pingów na mapie i prostych żołnierskich słów. Szybko i konkretnie, by nie odrywać się od młócki. Oczywiście nic tak nie rajcuje, jak wspólna zabawa ze znajomymi. Do tego niestety przyjdzie mi czekać na najbliższą wyprzedaż. Bo choć sporo oferuje, to Czerwony Zmierzch jest jednak stosunkowo drogi, a polski wydawca (IMGN.PRO) ostatnio ucichł na jego temat. Szkoda, bo wtedy zacząłbym namawiać kolegów na kupno…
Jaki piękny kotlet z zombie
Żeby nie było za kolorowo, to jak na obecne czasy, Red Solstice, prezentuje się raczej przeciętnie. W każdym razie oglądając bardzo szybką akcję z lotu ptaka, nie ma czasu na podziwianie widoków. Zwłaszcza, że graficzne niedociągnięcia całkiem zgrabnie maskują dynamiczne cienie i efekty cząsteczkowe (np. dym). Ma to swoje zalety w postaci niewygórowanych wymagań sprzętowych. Co innego trzeba powiedzieć o oprawie audio. Naszym poczynaniom przygrywają przyjemne rockowe nuty, odgłosy broni „siedzą”, a nawoływania zarażonych budują klimat. Czyli jest wszystko, czego potrzeba.
Tango down!
Debiutancki tytuł małego studia Ironward spełnił moje oczekiwania. Będąc wyposzczony od premiery ostatniego Alien Breeda, pewnie daję grze taryfę ulgową i patrzę na wady przez palce, ale naprawdę warto dać grze szansę. Najprawdopodobniej nie doczekamy się Alien Shootera 3. Całe szczęście, że Sigma Team ma godnych spadkobierców, a twórcy ciągle rozwijają swoje dzieło.