Ubisoft, choć znany z odtwórczości kolejnych odsłon swoich największych produkcji, co jakiś czas zdobywa się na oryginalność, lub chociaż jej pozór. Tak kilka lat temu było przy czwartej części serii Assasin’s Creed, która dała nam niespodziewany powiew świeżości w postaci morskich szaleństw pod piracką banderą na Karaibach w Black Flag. Na podobny krok francuscy włodarze zdecydowali się przy drugiej ze swoich flagowych marek – Far Cry Primal rzuca nas bowiem w erę kamienia łupanego, 10 tysięcy lat przed narodzinami Chrystusa. Co dla jednych może wydawać się śmiałym ruchem, dla innych będzie tylko marną przykrywką dla dalszego odcinania kuponów. Przyznać jednak trzeba, że stworzenie prehistorycznego spin offa serii Far Cry ma w sobie ogromny potencjał – jeśli chodzi o współczesny gaming świat jaskiniowców jest settingiem niemalże dziewiczym.

Najnowsza produkcja studia Ubisoft Montreal pozwala nam wcielić się w skórę Takkara, członka plemienia Łindźa, zamieszkującego dolinę krainy Oros, położonej gdzieś w Europie Środkowej. Tak oto pewnego pięknego dnia nasz protagonista udaje się zapolować na mamuta wraz z kilkoma współplemieńcami. Początkowo łowy zdają się iść jak najbardziej pomyślnie, jednak chwilę później Takkar kończy jako jedyny ocalały członek ekipy i przypada mu zadanie spenetrowania doliny Oros oraz odbudowy siły rozproszonej społeczności Łindźia.

Tym, co uderza nas od pierwszych chwil obcowania z grą, to dzikie piękno natury nieskalanej ręką człowieka. Szybko zdajemy sobie sprawę, że tutaj daleki jest od bycia na szczycie łańcucha pokarmowego – to fauna dyktuje warunki kto przeżyje, a kto nie. Szczególnie odczuwalne jest to podczas nocnych wędrówek, gdy na żer wychodzą drapieżniki, a dochodzące zewsząd odgłosy dziczy potęgują wrażenie zaszczucia. Klimat wylewa się z ekranu i pozytywnie zaskakuje. Szkoda jedynie, że pozostałe elementy gameplayu nie wypadają już aż tak sympatycznie. Oprócz dzikiego zwierza w Primalu przyjdzie nam mierzyć się również z przedstawicielami innych plemion – kanibalów Udam oraz wysoce rozwiniętych, ogniowładnych Izilla. Owe frakcje nie są nam nastawione zbyt życzliwie, to też nastawić trzeba się na eliminowanie dziesiątek oponentów za pomocą najróżniejszych środków z epoki.

Z racji czasów, w których nowy Far Cry został osadzony, nie dane nam będzie postrzelać z karabinu, shotguna czy snajperki. Tutaj ich rolę przejmują dzida , łuk w paru odmianach oraz maczugi. Ten nietuzinkowy arsenał, wraz z jeszcze paroma pomniejszymi zabawkami, zmienia i odświeża nieco ramy rozgrywki, które są… cóż, nadal w stu procentach farkrajowe.

Niestety albo i stety rozgrywka nadal opiera się na bieganiu od znacznika do znacznika do mapie, zbieraniu całej tony różnych znajdziek, surowców, skór i roślinek na ulepszenia naszego ekwipunku oraz osady, wykonywaniu zadań dla napotkanych postaci, w tym ledwie kilkunastu misji fabularnych, oraz standardowo, przejmowaniu obozowisk i podpalaniu wysokich stosów w różnych punktach orientacyjnych, czyli odpowiedników posterunków i wież radiowych w Far Cry’ach 3 oraz 4. Będzie nam też dane zapolować na rzadkie okazy zwierząt czy zwiedzać jaskinie w poszukiwaniu lootu oraz malowideł. Za wszystkie te aktywności zyskujemy  oczywiście punkty doświadczenia, za które ulepszamy naszego bohatera.

Far Cry Primal2016-3-14-14-56-34

Choć powyższe w teorii może brzmieć niezbyt zachęcająco, praktyka jest na szczęścia zadziwiająco miodna i wciągająca. Świeżość płynąca z niecodziennych realiów prehistorii dość udanie urozmaica smak, wydawałoby się aż za dobrze już znanego dania. Eksploracja Primalowego świata daje naprawdę sporo funu i chociaż topografia mapy została wzięta żywcem z Far Cry 4, to ani przez chwilę nie towarzyszyło mi uczucie deja vu.

Grając ma się wrażenie, ża otoczenie jest żywe. Obojętnie czy przemierzamy las, skradamy się pośród wysokich traw, czy nawet wspinamy się na śnieżne szczyty północnej części krainy Oros, to zawsze jest na czym oko zawiesić. Do tego wszystkiego wspomniane wcześniej prehistoryczne uzbrojenie wyraźnie premiuje działanie po cichu, skradany styl rozgrywki, gdzie łuk na średni, a dzida do rzucania i dźgania na bliski dystans, są naszymi najlepszymi przyjaciółmi. No, może prawie najlepszymi, albowiem dochodzimy w tym miejscu do jednej z głównych nowości w nowym Dalekim Krzyku, czyli oswajalnych zwierząt. Takkar, jako władca zwierząt z łatwością może poskromić rozmaitych przedstawicieli miejscowej fauny. Właściwie to chyba aż ze zbytnią łatwością – cały proces ogranicza się bowiem do rzucenia przynęty w pobliże naszego obiektu zainteresowania i, o ile nic go akurat nie rozproszy, czekaniu aż zacznie konsumować , wtedy to naszym jedynym zadaniem jest podejście i… przytrzymanie klawisza przez kilka sekund.

Czary mary i zwierzak już jest naszym przyjacielem. Przyznam szczerze, że pozostawia to lekki niesmak, a twórcy mogli nieco rozbudować i urozmaicić cały proces – choćby w zależności od zwierzęcia. Tym niemniej przyznać trzeba, że wachlarz futrzaków w Primalu jest szeroki. Na swojej drodze napotkamy między innymi pospolite również i dziś wilki, dziki, niedźwiedzie, a także tygrysy szablozębne, pantery, lwy jaskiniowe, a końcu również i wielkie mamuty, na których możemy jeździć pod odblokowaniu odpowiedniej umiejętności. Jest tego sporo, a zagęszczenie zwierza na metr kwadratowy jest chyba najwyższe z wszystkich odsłon cyklu.

Czworonożnego przyjaciela używać możemy jako odstraszacza mniejszych drapieżników, a także do atakowania wrogów wydając mu proste polecenia. Każde ze zwierząt charakteryzuje się innymi statystykami szybkości, siły i wytrzymałości – tak więc jaguar niedźwiedziowi czy mamutowi, który w grze pełni rolę istnego czołgu, nierówny i trzeba mieć to na uwadze. Każde z oswojonych zwierząt możemy przyzwać w dowolnym momencie, o ile tylko przebywamy na otwartym terenie. Bestiariusz ostatecznie więczy sowa – tutejszy zamiennik aparatu z poprzednich części FC.

Ptaszysko, oprócz latania nad pobliskim nam obszarem i oznaczaniem przeciwników, potrafi atakować pojedyncze jednostki, a po odblokowaniu odpowiedniego ulepszania, również zrzucać im na głowy gniazda pszczół czy bomby z gazem. Może brzmi niedorzecznie, ale sprawdza się i pasuje do farkrajowej konwencji.

Ubisoftowi udało się również wykreować zadziwiająco interesujące postacie. Mamy tu szalonego szamana, niespełnionego wynalazcę, dotkniętą traumą zbieraczkę czy jednorękiego samotnika-alpinistę. Nijako wypadają może tylko główni źli – wodzowie wrogich nam plemion. Nie wzbudzają oni kompletnie żadnych emocji, pojawią się parę razy, coś krzykną i to tyle. Za to na uwagę zasługuje to, iż tym razem to nasz bohater jest dosć gadatliwy, przynajmniej jak na standardy serii. Wprawne ucho gracza od razu wychwyci charakterystyczny, nieco przyduszony głos Adama Jensena z ostatniego oraz nadchodzącego Deus Eksa, czyli Eliasa Toufexisa.

Far Cry Primal2016-3-4-14-56-41

Ostatnią z zauważalnych nowości jest nasza osada, którą możemy z czasem rozwijać czy to o domostwa NPC fabularnych, którzy mogą nas nauczyć nowych zdolności, czy też zwykłych ludzi, przykładowo  ratowanych w trakcie zdarzeń losowych na mapie. Całość rozbija się oczywiście o zbieranie skór zwierząt i surowców, jak drewno, glina czy różne kamienie, wymaganych do kolejnych ulepszeń.

A to, co na pewno pozytywnie wpływa na odbiór napotkanych bohaterów, to z pewnością ich język. Każde z plemion posługuje się własnym dialektem, opracowanym przy współpracy z uniwersyteckimi językoznawcami na bazie języka praindoeuropejskiego. Co ciekawe, podobno każdego z tych dialektów można się nauczyć i swobodnie się w nim porozumiewać. Istna gratka dla ambitnych – zawsze to jakaś ciekawostka w CV. 😉 Specyficzna, kinowa polonizacja a la „Kali jeść, Kali pić, ty znajdzie dużo zwierzów” z początku może lekko irytować, jednak szybko można się przyzwyczaić. Dodaje to kolejną cegiełkę do świetnego klimatu, podobnie zresztą jak i całość oprawy audio. Nie ma się tu do czego przyczepić.

Graficznie mamy tu Far Cry’a 4 po lekkim tuningu. Niektóre widoki potrafią naprawdę cieszyć oko. Pokryte gęstą trawą zielone łąki, gęste lasy czy mgliste moczary mogą sprawić, że przystaniemy na moment i podziwiamy. Nieźle wypada również mimika twarzy oraz efekty świetlne, a dynamiczny cykl dnia i nocy potrafi nadać większości lokacji podwójną dawkę uroku. Całość wydaje się też nieco lepiej zoptymalizowana na PC, a i wersje konsolowe nie mają podobno problemów z płynnością.

szary_sygnet_RGB_72ppi-01

Czy warto kupić Far Cry Primal?

Far Cry Primal to pozytywne zaskoczenie i dość udane tchnięcie odrobiny świeżości w skostniały już schemat Ubisoftowego sandboksa znanego już od czasów Far Cry’a 3. Dzieję się tak głównie za sprawą prehistorycznego settingu i świetnego klimatu mało eksploatowanej epoki. Jeśli więc znana formuła rozgrywki jeszcze Ci się nie przejadła, to w Primalu będziesz bawił się świetnie. Miodność z łatwością wynagrodzi nieco mało odkrywczą fabułę, powtarzalne misje i sidequesty oraz ilość zbieractwa, która może tu momentami przyprawić o zawrót głowy. Szkoda, że czuć tutaj jeszcze sporo niewykorzystanego potencjału…

Tekst przygotował Dominik „Frantic” Moroń