Nie da się ukryć, że na naszym blogu głównie dominują tematy związane z grami, nowymi technologiami ewentualnie chińskimi bajkami, jednak nawet i my potrzebujemy czasem odmiany. Chwil, gdy możemy się odciąć od otaczającej nas elektroniki, posiedzieć i pośmiać się w gronie znajomych. Świetnie w tej roli odnajdują się wszelkiego rodzaju gry planszowe. Ja, jako Janusz Planszówek, nie grzeszę zbyt obszerną wiedzą na ich temat, aczkolwiek nic nie stoi to na przeszkodzie, aby zachęcić mi podobnych do sięgnięcia po pewien ponadczasowy tytuł – Survive: Escape from Atlantis.

Z czymś się to się niby je? Jak sam tytuł wskazuje, chodzi głównie o przetrwanie. Mamy wyspę, z której musimy uciec swoimi rozbitkami. Pod naszą opiekę dostajemy dziesięciu ludków, a każdy z nich ma podaną swoją wartość punktową na spodzie pionka. Żeby było ciekawiej, ich nominały można podejrzeć jedynie na początku rozgrywki podczas ich rozkładania. Naszym zadaniem jest obrać taką taktykę, żeby jak najwięcej rozbitków dopłynęło do brzegu. Niestety, nie pomaga nam w tym sypiąca się kawałek po kawałku wyspa, liczne niezbyt pozytywnie do nas nastawione  stworzenia morskie, przy czym to akurat pikuś, co w rzeczywistości czyha na nasz los.

Good to be Bad

Tak się składa, że najlepszą składową Survive: Escape from Atlantis jest możliwość… wróć! Konieczność wdrażania w życie tzw. negatywnej interakcji z pozostałymi graczami, uchodzącej wręcz za główny trzon rozgrywki.  Oczywiście, można próbować grać na pacyfistę, aczkolwiek takie podejście bardzo wypacza sens całej zabawy zamieniając Survive w nudną, niczym nie wyróżniającą się zbieraninę tekturowych i plastikowych znaczników.  Mimo wszystko, podkładanie kłód pod nogi innym graczom niesie z sobą  pewien pokład heheszków. Można przy tym posłać do piachu kilka znajomości, narobić sobie wrogów, dorobić się łatki skończonego debila itp. Wprawdzie Survive nie jest jedyną grą stawiającą na taki model zabawy, to chyba w żadnej innej grze nie czerpałem takiej dzikiej satysfakcji z bycia skończonym chujem. 

Warto też zaznaczyć, że samą esencję i clue Survive idzie pochwytać stosunkowo szybko. Fakt, na początku  zasady poruszania się w wodzie czy na lądzie bywają dość kłopotliwe do zrozumienia, ale jest to kwestia jednej, dwóch partyjek i mechanika rozgrywki staje się jasna. Wówczas tym bardziej wszystko się „dodaje”, gdyż długość pojedynczej potyczki nie należy do specjalnie czasochłonnych i całą grę zakończymy maksymalnie w ciągu godziny.

Czy Survive Espace The Atlantis posiada jakieś wady?  Za takową można uznać sporą losowość. Gracze po każdej rundzie wyciągają fragment wyspy, pod którymi kryją się różne Power Upy lub przedmioty działającą na naszą niekorzyść, a los bywa nieobliczalny. W jednej partii możemy dostać takiego kopa, że nikt nam nie podskoczy, by w drugiej notorycznie ginąć w paszczy rekinów, nie mając dodatkowy czym się bronić, bo heksagonalna karta z powerupem i kość nam nie sprzyjają. Nie ukrywam, że dość kiepściutko w Survive gra się w dwie osoby. Na mapie jest wtedy zbyt dużo miejsca i mało okazji do wzajemnej – sami wiecie jakiej – interakcji.  W takim wypadku trzeba brać po uwagę granie w minimum trzy persony.

DLC

Nie ukrywam, że osobiście trudno mi się przekonać do dodatków. Jasne, rozszerzenie pozwalające na dołączenie piątego, a nawet szóstego koleżki do zabawy biorę w ciemno, ale delfiny oraz ośmiornice póki co mnie i mojej kompanii nie przypadły do gustu. Być może wynika to też z tego, że nie do końca jeszcze „rozkminiliśmy” jak wprowadzić te modyfikatory poprawnie do rozgrywki, albo jesteśmy po prostu zbyt Retarded. Bardziej obiektywnym i mniej wydumanym powodem nie przemawiającym za expansion pakami jest fakt, że liczą sobie za takowe jak za zboże, a ich zawartość jest wręcz śmieszna. Grunt, że posiadając takowe można czuć się P-R-Z-E-S-T-I-Ż-O-W-O..

Pewną przeszkodzą może być pewien niuans wynikający z braku oficjalnego spolszczenia. Na szczęście, w przypadku podstawki, wystarczy troszkę poszperać w sieci, żeby odnaleźć bardzo dobrze zrealizowane, fanowskie tłumaczenie. Z dodatkiem niestety już tak różowo nie jest i ponadprzeciętna znajomość języków obcych będzie bardzo pożądana.

Survive praktycznie poza kosmetycznymi zmianami w wyglądzie, od momentu debiutu w 1982 roku, przez ponad 30 lat nic się nie zmieniło. Co jednak bardziej istotnie – nic nie straciło z swojego uroku. Pytanie tylko, czy kogoś to jeszcze dziwi – bo umówmy się – czy bycie złym może się kiedykolwiek znudzić? Jeżeli jesteście podobnego zdania i potraficie skrzyknąć garstkę przyjaciół to Survive: Escape from Atlantis jest definitywnie dla Was.  Nawet wtedy, gdy Wasza wiedza na temat planszówek ogranicza się do partyjki warcabów z dziadkiem wieki temu.