W trzynastym odcinku podcastu Trigger poruszamy temat zbieractwa i kolekcjonowania gier. Jednak motyw gromadzenia gier przedstawimy z nieco innej strony, tej bardziej wstydliwej, czyli spiętrzania coraz to większej „kupki wstydu” gier do ogrania. Niczym w kółku AA dzielimy się swoją historią kolekcjonowania  i doborem kolejnych tytułów. Poruszamy kwestie finansowe i… organizacyjne, ponieważ miejsce na półce, w szafie i w piwnicy szybko się kończy.

Każdy z nas ma swoje growe zaległości, które jeśli czas pozwala, stopniowo nadrabiamy, a przynajmniej się staramy. Niejednokrotnie ciężko jest połączyć granie z codziennymi obowiązkami, a przez kolejne zakupy rośnie wspomniana „kupka wstydu”. Paweł i Tomasz raczej rozsądnie dobierają nowe tytuły, inwestując swoje fundusze w gry z koszyka swoich zainteresowań lub nostalgiczne powroty do klasycznych tytułów. Z kolei Kamil to najgorszy typ kolekcjonera, czyli „zbieracz”, który kupuje co się trafi, a w szczególności, gdy jest tanie i posiada logo Sony. Istnieje spora różnica pomiędzy kolekcjonowaniem, a zbieraniem gier. W 13 odcinku opowiadamy o tym, kim jesteśmy i czym dokładnie kierujemy się podczas zakupów. Zapraszamy do odsłuchania najnowszego odcinka i pamiętajcie, aby zajrzeć na fanpage naszego podcastu. Podzielcie się też z nami swoimi spostrzeżeniami na temat zbierania i kolekcjonowania gier!

Nieustannie rosnąca kupka wstydu.

Graciarnia czy kolekcja?

Tym, co graciarnię odróżnić może od kolekcji, jest pewien porządek w doborze nowego sprzętu lub gier. Jedni gracze pragną zbudować pokaźną kolekcję tytułów znajdujących się na niezliczonych toplistach danej generacji, inni preferują tytuły konkretnych twórców, a jeszcze inni gromadzą białe kruki. Zbieracze, tacy jak Kamil, kupują zaś, co popadnie, tworząc przy tym magazyn wszelakich pierdół, które mogą się przydać w przyszłości. Raz będą to pady, innym razem ledwo żywe konsole, innym razem jakaś gra, która nie jest wybitna, ale w sumie może się ją kiedyś ogra. Tylko czy faktycznie nadchodzi taki moment? Cóż, wśród wielu graczy najlepszym i jedynym momentem na ogranie kupki wstydu jest zwolnienie chorobowe. Jedno jest pewne – jak byśmy naszego hobby nie nazywali, jesteśmy wielką, kochającą się rodzinką <3

Czy to ma sens?

(Dalsza część tekstu autorstwa Pawła)

To pytanie zadał sobie w swoim życiu, chyba każdy kolekcjoner i oczywiście wliczam w to siebie. Codziennie rano kiedy wstaję z łóżka, i oddaję się rzeczywistości dnia codziennego, widzę na półce zawieszonej na klatce schodowej, niechlujnie ułożone gry. Stosy tytułów z różnych generacji sprzętu – od Saturna, poprzez PSX i inne konsole Sony, jakieś sztosy na Nintendo Wii i Wii U oraz kilka gadżetów, czy przenośnych konsolek. Wszystko na jednej półce, która mieści na sobie lata kolekcjonerskiego zbieractwa i dobry „worek złota”. Czy było warto? Czy było warto pakować, często pokaźne kwoty pieniędzy, w coś co ani nie dodaje prestiżu, ani nie jest jakimś wielkim powodem do dumy (przynajmniej dla większości śmiertelników)? Jasne, że tak! Tutaj bardzo ważna jest satysfakcja np. po upolowaniu jakiegoś ultra rzadkiego tytułu, na polskim rynku, za jakieś psie pieniążki. Radiant Silvergun za 150PLN? Nier na PS3 za 80PLN, kiedy ceny na allegro sięgają 300PLN? Gra taka jak Cosmic Smash – tak, wiem, nie macie pojęcia co to za tytuł – dorwana w idealnym stanie za… ok, za to przepłaciłem, ale mniej sza o to! Ważne, że mi zależało i udało się to dorwać, a satysfakcja z posiadania kawałka plastiku i jakiejś tekturki. Czy to już choroba? Czyste szaleństwo? Trochę tak. Czasem boli jedynie, kiedy świetne gry czekają na „kupce wstydu” i nie mogą doczekać się porządnego ogrania.

Innymi słowy – czy nasze hobby ma sens? Jeśli sprawia nam radość to dlaczego nie?

 

Powyżej kupka Pawła (Coati) 😉

PS. Nintendo też kochamy.

 

Czasem.