Jestem zwolennikiem tezy, że złota era RPG już przeminęła. Mniej więcej 20 lat temu na rynku pojawiła się masa wybitnych produkcji reprezentujących gry role playing. Fallout czy Final Fantasy 7 to tylko wierzchołek góry lodowej wybitnych gier. Dzisiaj za sprawą Enchanced Edition biorę na tapet cztery świetne gry z tamtej epoki. Czy są one dzisiaj równie grywalne co kiedyś?
Cztery gry w które miałem ponownie okazję zagrać to Baldur’s Gate 1 i 2, Icewind Dale i Planescape: Torment. Są to legendarne produkcje RPG wydane w okresie 1998 – 2000 na komputery. Wspólnym mianownikiem tytułów jest przynależność do systemu Dunegons and Dragons. Wisienką na torcie jest fakt, że gry są napędzane przez silnik Infinity Engine, dzięki czemu na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie.
Icewind Dale i Baldur’s Gate
Icewind Dale i Balud’s Gate to tradycyjne historie fantasy z wielkimi potworami, legendarnymi czarodziejami i skarbami czekającymi na śmiałków. W obu przypadkach mamy coś, czego można spodziewać się po komputerowej grze RPG. W przypadku Baldura wcielamy się w młodego śmiałka, który podróżuje po świecie w epoce kryzysów. Nie jesteśmy jednak zwykłym najemnikiem, lecz osobą o niezwykłym przeznaczeniu, które poznamy przechodząc obie gry wraz z dołączonymi do nich dodatkami. W Icewind Dale „bohaterem” jest grupa śmiałków stworzona przez gracza. Ekipa wyruszaja na przygodę do skutej lodem krainy.
Planescape: Torment
Planescape: Torment to jedna z najbardziej oryginalnych i ciekawych historii, jakie pojawiły się w grach wideo. Wcielamy się w bezimiennego mężczyznę, który budzi się w kostnicy. Bohater ucieka z tego miejsca wraz latającą, gadającą czaszką o imieniu Mort. Bezimienny wyrusza w podróż, by poznać prawdę na temat siebie. Czasem jednak okazuje się, że o pewnych rzeczach lepiej nie pamiętać. Planescape to nietuzinkowi bohaterowie i nietypowe miejsce akcji gry. Otóż nasza przygoda rozgrywa się w dziwnym mieście portali, gdzie nawet zwykłe drzwi mogą poprowadzić nas do innego świata. Z tego powodu wizualnie tytuł odstaje mocno od innych gier RPG. Nie ma tutaj typowych klimatów smoków i rycerzy, czy kosmicznych wojenek. Zamiast tego jest świat nieskończonych możliwości, który pilnowany jest przez tajemniczą Panią Bólu. Nie chcę nikomu popsuć zabawy, więc nie napiszę nic zbyt konkretnego. Torment jest tytułem wybitnym właśnie ze względu na fabułę i miejsce osadzenia akcji gry. Wraz z poznawaniem losów naszego bohatera zagłębiamy się w kolejne warstwy tego świata i poznajemy jego unikatowe aspekty. Dobrym przykładem tego jest wieczny konflikt pomiędzy demonami oraz diabłami, czyli siłami chaosu i porządku.
Fabularne wzloty i upadki
Od strony fabuły Icewind Dale jest moim zdaniem najsłabszym tytułem i gra ta nie oferuje nam nic nadzwyczajnego. Planescape: Torment to z kolei czołówka gatunku i przygoda, którą będziemy pamiętać przez długie lata. Głownie ze względu na oryginalność świata, ale także i przez niezwykle mocny scenariusz. Odkrywanie przeszłości naszego bohatera jest niezwykle ciekawe i różni się od innych historyjek o amnezji. Baldur’s Gate to epicka przygoda odrobinę w stylu papierowych sesji RPG, gdzie to gracz znajduje się w centrum. Do tego naprawdę świetne postacie z kosmicznym chomikiem na czele i mamy naprawdę fajną fabułę.
W przypadku rozgrywki mamy do czynienia z klasycznymi przedstawicielami gatunku. Sporo dialogów, w których wybieramy nasze wypowiedzi. W ten sposób decydujemy którą ścieżka podążymy i komu wjedziemy za skórę. Do tego walki w czasie rzeczywistym z funkcja pauzy i możliwością wydawania poleceń. Starcia symulują papierowe RPG, więc mamy udawane rzuty kośćmi, które decydują o powodzeniu naszych ataków, krytycznych ciosach oarz pudłach. Do tego korzystanie z pancerzy, umiejętności i zaklęć bazuje na DnD, więc z początku można się w tym łatwo pogubić.
W tej kwestii Torment jest trochę uproszczony, bo nie musimy zarządzać tak wielką drużyną i nasze opcje taktyczne są trochę ograniczone. Podobnie jest ze sprzętem oraz orężem, który jest jedynie namiastką tego, co napotkamy w Baldur’s Gate i Icewind Dale. Z tego powodu rozgrywka może być odrobinę nużąca, ponieważ momentami przypomina machanie cepem i czekanie, aż w coś trafimy. Jednak masa opcji dialogowych prowadzi do tego, że nie musimy zbyt często walczyć i możemy poprowadzić naszą drużynę do zwycięstwa bez zbędnego przelewu krwi.
Jak wypadł port na PS4?
Wszystkie opisywane gry zostały stworzone pod klawiaturę i myszkę. To czuć podczas rozgrywki. Podobnie jak w przypadku Divinity Original Sin, tak i tutaj, starano się przełożyć pecetowy styl kontroli na możliwości pada od PS4. Nie wychodzi to tragicznie, ale do w pełni komfortowego sterowania wiele brakuje. Każdy przycisk jest obłożony kilkoma funkcjami, więc będziemy musieli się nagimnastykować nim przyzwyczaimy się do grania na DualShocku. Mam trochę wątpliwości, czy warto to robić. W końcu mówimy o grach, które pójdą nawet na starym laptopie i na komputerze będzie się w nie grało znacznie lepiej niż na konsoli. Jeśli ktoś nie ma innego wyjścia, to granie na padzie jest do zniesienia, ale osobiście już po chwili brakowało mi klawiatury, myszki i biurka, przy którym leży mój PC.
Graficznie jest… jak kiedyś
Jeśli chodzi o oprawę wizualną, to już po minucie od odpalenia którejkolwiek z czterech gier będziemy widzieć dlaczego w nazwie widnieje Enchanced Edition. Normalnie byłoby jakieś remaster, remake, albo HD bajer. Tutaj, nawet jakby ktoś bardzo chciał, to nie może zrobić takiego myku. Piszę to jako osoba, która kocha zarówno Baldur’s Gate, jak i Icewind Dale, a Planescape: Torment to dla mnie jedna z najlepszych gier w historii. Jednak te produkcje wyglądają szkaradnie. Na moim stosunkowo dużym telewizorze nie da się na nie patrzeć. Już przy czasie spędzonym z odświeżonymi wersjami na PC miałem problemy z przyzwyczajeniem się do tego jak te tytuły wyglądają. Jednak tamta przeprawa to mały pikuś przy wersji na PlayStation 4. Szkoda, bo grafika jest tak naprawdę jedyną wadą tych gier. Nawet do dziwnego interfejsu da się przyzwyczaić i można grać w miarę komfortowo (jak na granie w cRPG na padzie). Jednak obrzydliwe piksele mogą odstraszyć nawet tych bardziej wytrzymałych. Pod tym względem Torment i Baldur’s Gate 2 wyglądają trochę lepiej od pozostałych dwóch gier, ale i tak nie mowy o czymś przyjemnym dla oka.
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę
W przypadku sfery audio mam pewien problem z napisaniem czegoś sensownego. Oryginalnie wszystkie te tytuły wydane były w polskiej wersji językowej. Piotr Fronczewski wcielający się w narratora Baldurów przeszedł do legendy dzięki powtarzanemu w nieskończoność Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. Ogólnie gry te mogą pochwalić się jednymi z najlepszych lokalizacji w historii polskiej branży. Nowa wersja pozbawiona jest tego elementu, co odbija się trochę negatywnie na nostalgii tych, którzy grali lata temu. Nie jest to jakiś kosmiczny problem, ale należy się liczyć z tym, że nie usłyszymy ojczystego języka.
Dla kogo są te gry?
Nie ma co udawać, że będę w pełni obiektywny, co do opisywanych tytułów. Można powiedzieć, że wychowałem się na tych grach. Z każdą z nich spędziłem wiele godzin i przechodziłem je kilkukrotnie. Dlatego też elementy, które mogą przeszkadzać mniej doświadczonym graczom, nie są dla mnie problemem. Znam zasady, które rządzą mechaniką rozgrywki. Wiem, co i jak. I nadal mi się to wszystko podoba! Zdaję sobie jednak sprawę, że w jakimś stopniu przemawia przeze mnie nostalgia. Na pewno znajdzie się jakiś heretyk, który zarzuci Tormentowi kiepski i zbyt prosty system walki. Kto inny przyczepi się do AI kompanów w Baldur’s Gate. Dla mnie te rzeczy nie są jednak problemami, bo nie były nimi w chwili, gdy pierwszy raz sięgnąłem po te tytuły. Na dokładkę wspaniałe przygody oferowane przez przeróżne krainy DnD tych 4 gier z nawiązką rekompensują drobne mankamenty. Moim zdaniem tak epickich i wciągających gier już się po prostu nie robi. A nawet jeśli się one pojawiają, to są rzadkością. Z tego powodu jestem przekonany, że każdy, kto da tym reedycjom szansę, zostanie przez nie oczarowany.
Cztery pecetowe klasyki w wersji Enhanced Edition to niezły smakołyk dla fanów gier role playing. Mówimy tutaj o czołówce gatunku cRPG i jednych z najlepszych gier wszech czasów. Osobiście najgoręcej polecam Planescape: Torment. Jest to naprawdę niezwykła i unikatowa produkcja, która wyróżnia się spośród wszystkich RPG. Po prostu nie ma drugiej gry z tak opowiedzianą historią. Dlatego warto się z tym tytułem zapoznać, choćby po to, by sprawdzić najfajniejszy setting Dungeons and Dragons. Dalej wchodzą Balury. Moim zadaniem te gry nadal są najlepszą produkcją w dorobku Bioware. Wiem, że w obecnych czasach ta nazwa wiele nie znaczy, ale to właśnie Baludr’s Gate wyniosło to studio do światowej czołówki. Obie gry to jedna, epicka historia, która jest idealnym reprezentantem gatunku cRPG sprzed 20 lat. Na deser zostawiłbym Icewind Dale bo jest to nadal bardzo dobra gra. Moim zdaniem jest to jednak trochę słabszy kuzyn Baludra z większym nastawieniem na walkę. Nadal warto ograć, ale raczej dopiero w momencie, gdy spodobają nam się pozostałe gry wydane wraz z tym tytułem.