Nie jestem fanem Visual Novel. Prawdę mówiąc, moje doświadczenia z tym gatunkiem ograniczają się do Danganronpy stojącej w skrajnej opozycji do recenzowanego LoveChoice – tytułu stworzonego przez pochodzące z Chin Akaba Studio. Specem nie jestem, ale nie widzę przeciwwskazań do zapoznania się z tą grą. A Was zachęcam do lektury!

Na wstępie należy zaznaczyć, iż nie jest to symulator randkowania. Jest to gra o miłości. Zarówno jej jasnych, jak i ciemnych stronach. W momencie pisania recenzji mamy do wyboru trzy niepowiązane ze sobą historie, jednak aby otrzymać dostęp do całości, musimy ukończyć pierwszy wątek fabularny dwukrotnie, otrzymując różne zakończenia – pozytywne i negatywne. W pierwszym epizodzie podrywamy dziewczynę podczas Game Jamu, w drugim staramy się utrzymać relację z dziewczyną poznaną w dzieciństwie, a w trzecim wcielamy się w rolę żony podejrzewającej swojego męża o zdradę. Zakładam, że przy pierwszym podejściu większość graczy otrzyma zakończenie negatywne. Mało tego, zakończenie negatywne uzyskałem dwukrotnie. Laska po prostu mnie zostawiła! Nieco podirytowany rozpocząłem grę po raz trzeci i okazało się, że LoveChoice oferuje nieco więcej niż klikanie w linie dialogowe.

Odpowiedzi głównego bohatera momentami wydawały mi się nieadekwatne do sytuacji, więc zacząłem po omacku klikać po ekranie. Okazało się, że jest możliwość interakcji z otoczeniem. Ah, na tym polega cały myk… brakowało choć niewielkiej podpowiedzi ze strony autorów, aby gracz potrafił rozpoznać ich intencje. Absolutnie nie chodzi mi o umieszczenie wskazówek prowadzących gracza za rękę, ale drobniutka, taka tyci-tyci wskazówka z pewnością pomoże zrozumieć prawa, jakimi rządzi się LoveChoice. Na szczęście udało mi się zakończyć pierwszy wątek fabularny otrzymując 3 różne zakończenia: złe, dobre i najlepsze. Zakończenie uzależnione jest od podejmowanych przez gracza decyzji, więc lepiej nie zaliczyć wtopy.

LoveChoice stara się jak może

Oprócz interakcji z otoczeniem dostajemy też sekcje zręcznościowe nieco urozmaicające rozgrywkę. Jest ich mało, ponieważ sama rozgrywka ogranicza się do 30-60 minut. W jednej sekcji będziemy starali się odnaleźć poprawną „zakładkę” umieszczoną pod kapeluszem, w innej naprawimy metronom, a w kolejnej stoczymy małą walkę z uciekającym kursorem. Oprawa graficzna, choć prosta, jest na swój sposób urocza. Epizody były udostępniane w pewnych odstępach czasowych i widać, że w trakcie rozwoju gry autorzy zebrali trochę doświadczeń, przez co każdy następny wygląda coraz lepiej. Co z dźwiękiem? Autorzy zalecają rozgrywkę na słuchawkach, aby uzyskać najlepsze doświadczenia. Jest to według mnie trochę na wyrost, ponieważ gra nie oferuje rozbudowanych efektów dźwiękowych, a sama rozgrywka nie jest powiązana z tym, co słyszymy, a z tym, co widzimy. Muzyka, choć przyjemna, nie wpada w ucho. Po prostu jest i nie przeszkadza w rozgrywce.

Gra została spolonizowana, ale przetłumaczone linie dialogowe wymagają szlifu. Teksty czasem są przetłumaczone zbyt dosłownie, przez co sprawiają wrażenie dość sztywnych. Wydaje mi się, że częściowo może być to spowodowane ogólnym klimatem linii dialogowych – brakuje im nieco luzu i naturalności. Chyba że takie dialogi prowadzi się Chinach! Tytuł ukończyłem w języku angielskim, jednak i tutaj trafiło się kilka baboli.

Wybieram bramkę numer trzy

Najbardziej spodobał mi się trzeci wątek fabularny, który stanowi połączenie Visual Novel oraz przygodówki w stylu point-and-click. Według mnie to on wypadł autorom najlepiej i bardzo żałowałem, że skończył się tak szybko! Podobnie jak w poprzednich epizodach, w trzecim nic nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Na samym początku historii gracz decyduje, czy odebrać dzwoniący do męża telefon, czy zablokować ekran i odłożyć go na stół. Mały spoiler – po wybraniu opcji drugiej epizod się kończy. Światła gasną. Następnie otrzymujemy estetyczną grafikę oraz krótką informację o tym, ilu graczy oprócz nas podjęło daną decyzję. Coś w stylu statystyk znanych z przygodówek serii The Walking Dead.

Gracz może poruszać się po kilku pomieszczeniach i wchodzić w interakcję ze znajdującym się tam przedmiotami, a niektóre zabiera do małego inwentarza. Spodobał mi się prosty zabieg polegający na mocnym uwydatnieniu trzecioosobowej narracji. Grając w trzeci epizod miałem wrażenie, że czytam książkę ozdobioną wyjątkowo atrakcyjnymi obrazkami. Lokacje zostały narysowane w zupełnie innej, bogatszej w detale stylistyce. Ponadto obraz pokrywa delikatne ziarno rodem z analogowych klisz. Podoba mi się to! Sama historia, wokół której została osadzona detektywistyczno-małżeńska łamigłówka, jest prosta, ale wciągająca. Dla osób nieprzepadających za Visual Novel trzeci epizod z  pewnością będzie najbardziej przystępny. Nie wiem, czy autorzy planują dalszy rozwój LoveChoice jako przygodówki, ale chciałbym zobaczyć więcej epizodów w tym stylu.

Grając w LoveChoice, trzeba przymknąć oko na pewne uproszczenia i niewielki kontent. Fabularnie jest OK – mamy trudne wybory, jednak biorąc pod uwagę niewielkie rozmiary całej gry, są one dość uproszczone. Potrafię docenić zamiary autorów, jednak dla pełnej „dziesiątki” trochę brakuje. Mam nadzieję, że twórcy otrzymają odpowiedni zastrzyk finansowy, dzięki któremu dalej będą mogli dalej rozwijać ten tytuł. Albo stworzą nową grę – przygodówkę!

LoveChoice 拣爱

6.8

Mechanika

6.0/10

Fabuła

7.0/10

Frajda

8.0/10

Grafika i audio

6.0/10

Zalety

  • Ciekawy pomysł
  • Estetyczna grafika
  • Trzeci wątek fabularny!

Wady

  • Polonizacja wymagająca poparwy
  • Nieoczywista mechanika