Będąc całkowicie szczerym, to spośród całego zastępu postaci, którym Nintendo nadało byt, nie potrafię sobie przypomnieć drugiego bohatera, do którego podchodziłbym z takim dystansem, jak do Różowego Pulpeta Kirbym zwanego. Może to wina przesłodzonej stylistyki? Ewentualnie tego, że co rusz próbowałem naszym protagonistą „wymiatać” w Super Smash Brosach, co zazwyczaj kończyło to się tragicznie… Nieważne. Czego złego bym o Kirbym nie powiedział, to nie mogę odmówić grom z jego udziałem tego, że trzymają one dość przyzwoity poziom i – w moich oczach – bronią się gameplayem. A Was mogę już na wstępie  zapewnić, że z Kirby’s Epic Yarn jest podobnie. Czy Kirby’s Epic Yarn jest faktycznie „Epic”, czy to tylko tani slogan wyborczy? Odpowiedź w recenzji.

Materiał, który teraz czytasz, pierwotnie ukazał się na łamach Grasz24.pl. Z racji tego, iż niniejszy portal od dłuższego czasu już nie istnieje, pozwoliłem sobie na ponowną publikację tekstu. Ponieważ czas nie stoi w miejscu, a niektóre wpisy mają po pięć i więcej lat, część informacji zawarte w takowych mogła uleć dezaktualizacji.

Pulpet w natarciu

Przenosimy się do Dream Land. Krainy mlekiem i miodem płynącej. Do czasu, gdy zły mag Yin Yarn zaczyna grasować i zamieniać napotkane niewinne istoty w swoich włóczkowych sługusów. Kirby, słynący z miłości do jedzenia, w szczególności pomidorów, przypadkowo pożera własność Yin Yarn’a – ten w ramach rewanżu zmienia Kirbiego w różowiutki kłębuszek i wsysa do swojej magicznej skarpety. Później już tylko z górki. Poznajemy towarzysza niedoli i oczywiście… ratujemy świat (w tym przypadku nawet dwa). Brzmi bardzo standardowo, wręcz głupkowato. Na szczęście deweloperzy Nintendo nawet ze scenariusza napisanego na kolanie potrafią stworzyć dzieło wyjątkowe, odbierające mowę na sam widok, jak chociażby Super Mario Galaxy. I to jest piękne.

Piękna również jest oprawa graficzna najnowszych przygód Kirbiego. Wygląd świata, w którym prawie (poza niektórymi chmurami) wszystko jest wykreowane tak, jakby było ręcznie szyte, momentami rozkłada na łopatki. Trochę mi to przypomina zapomniane i dość krytykowane Yoshi Story z N64. Różnica polega na tym, że tam grafika była miksem efektów. Papierowej wydzieranki z koniakowską dziergaczką, robiącą na drutach stringi – całość ukazana w konwencji 2,5D. Nieważnie, który design bardziej komu pasuje, i tak Epic Yarn prezentuje się intrygująco. Nawet pomimo faktu, iż przy intensywniejszych akcjach animacja potrafi zaliczyć mocniejszego dropa i spaść nawet do 10 klatek/s. Na szczęście takie przypadki zdarzają się niezmierne rzadko.

Fajnymi nićmi szyte

O ile mogę pogratulować grafikom pomysłowości i kunsztu, o tyle deweloperów odpowiedzialnych za rdzeń rozgrywki ciężko posądzić o kreowanie jakichś nowych trendów w dziedzinie platformerów 2D. Co innego, jeśli na te dokonania spojrzy się przez pryzmat serii. Tym razem Kirby, zamiast połykania i przejmowania umiejętności przeciwników, owija ich sobie w kłębuszek, mając za to od początku możliwość transformacji np. w samochód czy parasolkę. Inną z kontrowersyjnych, jak dla mnie, zmian jest to, iż tym razem uśmiercenie naszego śmiałka jest niemożliwe. Jedyne, co można stracić przez nieostrożność, to fundusze, za które można kupować meble i tapety upiększające mieszkanie.

Mieszane uczucia mam również w kwestii co-opa w Kirby’s Epic Yarn. Miło, że jest, ale zbyt duży zoom ogranicza pole widzenia i mało miejsca. Współpraca miedzy graczami bywa dość często chaotyczna przez wzajemne uprzykrzanie sobie życia. Problem dopiero znika w specjalnych wydzielonych sekcjach, gdzie Kirby np. zamienia się w gigantycznego robota. Jeden z graczy kieruje mechem, a drugi używa dodatkowych sub attaków. Mocne. Nie obyło się bez małych zgrzytów, np. w postaci momentów, gdzie kierujemy pociągiem (słabo to wyszło),  ale widocznie już taki urok tej gry. I pracy recenzenta. Gry, gdyż zawsze można znaleźć dziurę w całym. Recenzenta, ponieważ muszę wszystko skrupulatnie wypunktować, jeśli nawet nie mam na to ochoty.

Jak brzmi Kirby’s Epic Yarn?

Tak jest w przypadku oprawy dźwiękowej, o której najchętniej bym nic nie pisał, gdyż niczym nie zaskakuje. Miło usłyszeć stare, dobrze znane kawałki podane w innej formie. Ubolewam jedynie, że przy ostatnich dokonaniach galaktycznego Mariana i Orkiestry Symfonicznej, Kirby pod tym względem wypada bardzo blado. Ciekawym motywem jest wprowadzenie narratora, który wczuwa się w rolę troskliwego tatusia czytającego dziecku bajkę na dobranoc. Zabawnie wypadają pod tym względem dialogi. Jest znośnie, aczkolwiek słysząc tekst typu „We Did it! We got the magic yarn!” któryś raz z rzędu, mam nieodpartą ochotę sprzedać tatusiowi prawego sierpowego w nerkę.

Epika, liryka i bez dramatu

Odpowiadając na pytanie zadane na początku: „Czy Kirby’s Epic Yarn jest faktycznie Epic?„, odpowiadam, że absolutnie nie. Cały zachwyt i oryginalność produkt bardziej bierze się ze sposobu zobrazowania gry. Niestety już niekoniecznie faktycznego poziomu doznań, jakie wynikają z samego obcowania i czerpania przyjemności z samej rozgrywki. Owszem, Kirby’s Epic Yarn to przyzwoity kawałek softu na 5-10 godzin (w zależności, ile chce się Wam bawić w odkrywanie i zdobywanie wszystkiego). Muszę jednak ze smutkiem stwierdzić, że gra nie ma żadnego startu do Super Mario Galaxy. Szukając bezpośredniego gatunkowego konkurenta wyżej stawiam nawet New Super Mario Bros Wii. Przy czym pragnę zaznaczyć, iż na ostatnie przygody hydraulika w 2D też lubię czasem pomarudzić. Nikt przecież nie jest doskonały.

Kirby's Epic Yarn

7.6

Mechanika

7.0/10

Frajda

7.0/10

Grafika i dźwięk

8.8/10

Zalety

  • Śliczna grafika
  • niektóre transformacje Kirbiego
  • co-op...

Wady

  • który bywa chaotyczny
  • kontrowersyjne zmiany, które nie każdemu muszą się spodobać
  • poza oprawą gra niczym nie powala