My, gracze, (w dużej części) mamy coś takiego, że gdy widzimy kolejną przepiękną grę indie nr 2137, to w głowie rodzi się myśl: “A co, jeśli to ta gra będzie rewolucją? Co, jeśli patrzę właśnie na następcę [tutaj jakaś znana i uznana seria gier, dawno już nie robiona]?” No… Weakless nie jest taką grą.

Właśnie tak twórcy gier skłaniają do kupna ich produkcji. Biorą nas ładną grafiką i obietnicą pięknej historii. Do tego małe niezależne studio i jeszcze polskie! To nie może się nie udać!  Mnie akurat tak wziął głównodowodzący Pandy, proponując recenzję. Właściwie jednak dobrze się stało. Być może dzięki mnie ktoś przekona się, że nie warto kupować Weakless.

O co chodzi w Weakless?

Dobra, tak więc o co tu chodzi? Po ładnym wstępie, z którego niczego jednak nie dowiadujemy się co do fabuły, przystępujemy do gry. Mamy do dyspozycji dwa leśne stwory: jeden niewidomy, drugi niesłyszący. Sterując tym pierwszym, widzimy świat w czarno białych barwach bez wielu szczegółów, a żeby zobaczyć trochę więcej, co jakiś czas trzeba uderzyć w podłoże swoją laską. W zamian jednak wszystko dokładnie słychać. Drugi zaś pokazuje nam całkiem ładny świat gry. Fajnie brzmi w teorii, nie?  Z jakiegoś powodu jednak druga postać, niesłysząca według gry, przypominam, SŁYSZY, jedynie wszystko jest odrobinę cichsze, co nie przeszkadza w odbiorze dość fajnej muzyki (Pamiętacie Quiet Man od Square? Tam sytuacja była podobna. Twórcy gier boją się dać nam grę bez dźwięków?). W praktyce więc pierwszy ludek jest bezużyteczny i przełączanie się na niego w momentach, gdy jest to wymagane, dość denerwuje. Szczególnie że jego widzący kolega dużo szybciej się porusza.

Dobra Kapeć, ale jaki jest cel tej gry?! Sam właściwie nie wiem. I to jest chyba najpoważniejsza wada gry. Nie ma celu. Idziemy przed siebie, przesuniemy jakiś kamień w tym nam przeszkadzający, ożywimy jakąś roślinkę i idziemy dalej. Znowu się zatrzymujemy, bo głuchota się gdzieś zablokowała, idziemy dalej. Widzimy jakąś bardziej skomplikowaną lokację i nie wiemy, w którą stronę iść. By nie tkwić bezsensownie w miejscu, sprawdzamy więc walkthrough na YouTubie i tak w kółko… Przy premierze Death Stranding czy nawet i Gearsów 5 pojawiało się dużo oskarżeń, że te gry są nudne. Ludzie ci nie poznali prawdziwej nudy, którą można zaznać, tylko grając w Weakless. Jestem młodym graczem, który w życiu widział niewiele. Staram się jednak grać w – przynajmniej – całkiem dobre gry. Weakless jest chyba najnudniejszą, w jaką w życiu grałem. A, no i muszę przyznać, że może trochę przesadziłem, z tym że niewidomy ludek się do niczego nie przydaje. A bo przecież potrafi przesuwać na kamienie zagradzające drogę. Ech…

Weakless to same negatywy?

Żeby nie było, że ciągle narzekam na to samo, to wspomnę jeszcze o dość częstych problemach z kolizją z obiektami oraz o dość częstych bugach. Raz, gdy opuszczała się jakaś platforma, przygwoździło moją postać i musiałem cofnąć się do checkpointa. Innym razem złapała mnie jakaś maszyna z ruchomą podłogą i znów się zablokowałem. Tu włączenie checkpointa już nie pomogło. Wtedy skończyłem grać.

Tak, nie przeszedłem Weakless. I co z tego? Gra nie jest warta przejścia. To prawda, ma jakieś plusy (grafika jest naprawdę spoko, tak samo jak muzyka), nijak to jednak nie wynagradza NUDY. Nawet nie czytajcie tych zachwalających grę recenzji i zajmijcie się ciekawszymi grami. Serio.

Weakless( XONE)

4.3

Mechanika

4.0/10

Frajda

2.0/10

Grafika/Audio

7.0/10

Zalety

  • Ogólny pomysł na pokazanie ślepoty i głuchoty
  • Muzyka
  • Grafika

Wady

  • Nuuuuuda
  • Błędy
  • Brak celu i poczucia progresu