12 minutes (12 minut) to thriller point&click opublikowany przez znane z oryginalnych gier wydawnictwo Annapurna Interactive (developer Luis Antonio). Ambitny „Indyk” skradł moją uwagę już przy pierwszej prezentacji i nie pozwolił o sobie zapomnieć, a dzięki usłudze Xbox Game Pass zagrałem już w dniu premiery. W skrócie: nasz bohater uwięziony jest w pętli czasowej, która zamyka się w 12 minutach, a całość akcji ukazano z lotu ptaka. Zadaniem gracza jest rozwikłanie tajemnicy powtarzających się w nieskończoność, piekielnych minut, które przepełnione są radością, smutkiem, tajemnicą, kłamstwem, śmiercią i tym wszystkim, co serwują nam paradokumenty w stylu „Trudne sprawy”.

To jest dobre: Po prostu pomysł i realizacja „dnia świstaka”, mimo iż znana z wielu dzieł kinematografii i nie tylko, to jednak potrafi zaintrygować i porwać na minimum 4,5 godziny zabawy.
To jest słabe: Brak ostatecznych szlifów – błędy i niedoróbki bliźniacze do produkcji QuanticDream.

12 minut taniec z żoną

Technicznie poprawnie i tyle

W Internecie można przeczytać pierwsze opinie, które mieszają z błotem sterowanie, grafikę i technikalia 12 Minutes. Można się z tym zgodzić, jeśli jest się purystą oczekującym super efektów i najnowszych technologii graficznych. To faktycznie nie tu, zresztą byłby to przerost formy nad treścią. A treść jest tutaj najważniejsza – gra skupia się na opowiadaniu historii i to ona powinna być w centrum uwagi. Opakowanie, jakim jest oprawa audiowizualna, to umowny szkielet dla scenariusza i tak winna być traktowana. Ja osobiście przymykam oczy na dramatycznej jakości tekstury (np twarze na zbliżeniu) czy obiekty 3D, które wyszły chyba z Microsoft Paint 3D. Przynajmniej dialogi nagrano zgodnie ze sztuką i to chyba tutaj wpakowano dużą część budżetu.

kiepskie tekstury

Znane nazwiska

No tak, budżet… spora jego cześć z pewnością została zeżarta przez głośne nazwiska aktorów podkładających głos pod garstkę postaci w 12 Minutes. James McAvoy, Daisy Ridley i Willem Dafoe, to głośne i znane nazwiska, które działalnością charytatywną na rzecz gier video pewnie się nie zajmują. I prawdę pisząc największą robotę robi tutaj Willem Dafoe, mający też największe doświadczenie z pracą z grami. Pozostali fajnie wyglądają marketingowo, bo niestety, ale aktorsko zagrali na przeciętnym poziomie. Choć na swoją obronę mają fakt, iż rozpisane dialogi raczej nie dawały wielkiego pola do aktorskiego popisu.

Pierwsza pętla

Pierwszy run otwierający 12 Minutes ma za zadanie rozbudzić ciekawość gracza i tak też jest. Bohater grany przez McAvoya wraca do mikroskopijnego mieszkanka po ciężkim dniu pracy. W środku czekana na niego ukochana żona (Daisy Ridley) z radosną niespodzianką. Niestety miłą atmosferę przerywa „policyjne” pukanie do drzwi (Willem Dafoe) i w tym momencie zaczyna się horror trwający pozostałe kilka minut. Należy zaznaczyć, że masz tylko 12 minut, ok technicznie 10, ale wyjaśnienie tego byłoby spoilerem, więc daruję Ci tego. W każdym razie i niezależne od tego, czy zginiesz, spróbujesz uciec, schowasz się, zabijesz (możesz siebie:)) lub obezwładnisz kogoś – masz tylko wyznaczony limit czasu na wszystkie akcje. Po tym okresie zegar zeruje się i z każdą pętlą, bogatszy o nowe doświadczenia i wiedzę, próbujesz coś zmienić na swoją korzyść.

Zbrodnia doskonała

12 minut szukania poszlak

Sposób posuwania historii i rozgrywki do przodu to nieustanne szukanie kolejnych wskazówek i poszlak, które odkrywają kolejne warstwy skomplikowanej relacji wszystkich bohaterów. Problem w tym, iż 12 Minutes nie pozwala na kreatywne i nieszablonowe podejście gracza do tematu. Daruj sobie pomysł o zabarykadowaniu się w mieszkaniu. Zapomnij o planowaniu z żoną, co zrobicie w „momencie kiedy”. Zapomnij również o zdemolowaniu mieszkania w poszukiwaniu kluczowego przedmiotu – osobiście chciałbym móc pozdejmować obrazy, pociąć nożem kanapę i fotel czy mieć możliwość… zasugerowania żonie, by weszła do szafy lub pod łóżko.

Przy czym do szafy można wejść samemu, ale do łóżka już wcale. Doszukałem się też conajmniej 3 logicznych, dla mnie i sytuacji elementów/informacji, jakie były dostępne w grze, i mógłbym je wykorzystać, ale… programiści o tym nie pomyśleli/zapomnieli. Zabrakło mi jakiejś elastyczności scenariusza w zamian opowieści, którą można by było rozpisać na szkielecie ryby (główna i jedyna oś z malutkimi odnogami dla pogłębiania aktualnej wiedzy).

Powielanie błędów QuanticDream

12 Minutes, tak jak napisałem na początku tekstu, utopione jest w błędach znanych z takich produkcji jak Heavy Rain, Beyond Two Souls czy (tu już w mniejszym stopniu) Detroit Become Human. Jako gracz jesteś w stanie wyprzedzić swoimi akcjami scenarzystów, możesz zabić trupa drugi raz – w sensie, że jest trup i jak zadźgasz go drugi raz, to włączy się kolejna animacja śmierci. Możesz też wywołać komunikat błędu engine gry kiedy użyjesz jakiegoś przedmiotu w sposób, którego programista nie przewidział (np. pistolet na łóżku).

Takich drobnostek psujących immersję jest cała masa, a najgorsze są chyba pierwsze 3 pętle. Brakowało mi w nich typowych reakcji bohatera na zaistniałą sytuację, takich jak zaprzeczenie, próba logicznego wyjaśnienia, panika, dezorientacja i dopiero na końcu akceptacja i przejście do działania. Tymczasem już podczas drugiej pętli 12 Minutes, można oznajmić żonie, że ta chwila się powtarza i za jakiś czas wydarzy się to… co się wydarzy. Uważam to za duże i zbędne uproszczenie, które początkowo zraziło mnie do gry. A jednak zarwałem nockę i o 4 rano oglądałem napisy końcowe.

ona śpi z otwartymi oczyma

12 Minutes – Czy warto?

No hej! Gra jest w Game Pass! Nie ma się co zastanawiać, a tylko pobierać i grać, bo serio warto. Mimo archaizmów oraz fabuły i jej twistu, będącego esencją „Trudnych spraw” – 12 Minutes to po prostu coś całkiem świeżego. To gra uciekająca bezpiecznym i wtórnym produkcjom, którymi karmią nas wydawcy. Nie jest bez wad, ale to nie zmienia faktu, że jak już ją odpalisz, to i tak zabierze Ci te 4.5 do max 6 godzin z życia. Nie poczujesz, iż przepadły i je straciłeś. Proszę też o nie traktowanie sumarycznej oceny 12 Minutes jako wyznacznika, czy w to grać, czy nie. Gra tak samo zasługuje na ocenę w okolicy 7, a nawet mniej, i tak samo zasługuję na twoją atencję. Skosztuj!

tytułowe 12 minut

12 Minutes

25 USD
7.4

Mechanika

7.0/10

Fabuła

7.5/10

Frajda

9.0/10

Grafika

5.0/10

Dźwięk

8.5/10

Zalety

  • Po prostu wciąga
  • Świetna obsada aktorska
  • Powiew "indyczej" świeżości
  • Smaczki dla fanów thrillerów, jak choćby wykładzina z "Lśnienia"

Wady

  • Umowna grafika
  • Błędy logiczne i uproszczenia scenariusza
  • Tylko jedno zakończenie, które wymusza konkretny kierunek fabuły
  • Można było zastosować bardziej współczesne sterowanie postacią