Resident Evil: Degeneracja nie należy do moich ulubionych filmów na bazie gier. Jednak prawdą jest, że animowana produkcja jest znacznie lepsza od aktorskiego cyklu. Dlatego też zdecydowałem się nie poddawać i napisać kilka słów o sequelu Degeneracji. Czy Resident Evil: Potępienie sprawi, że uwierzę w sens przenoszenia gry o wirusach na srebrny ekran?

Komunistyczny Evil

Resident Evil: Potępienie zaczyna się krótkim wykładem na temat upadku Związku Radzieckiego i fikcyjnych państwach, jakie powstały w uniwersum Biohazard. Słabe skorumpowane państewko staje się centrum wojny domowej. Na miejscu ktoś korzysta z naukowych rozwiązań, które przyczyniły się do upadku Umbrelli. Oczywistym jest więc, że nie może zabraknąć też naszego ulubionego policjanta. Leon podejmuje się trudnej misji powstrzymania broni biologicznej nim dojdzie do większego chaosu niż w Raccon CIty lub na lotnisku w Degeneracji. Leon zostaje wplątany w konflikt pomiędzy rządowymi siłami a rebeliantami starającymi się wpłynąć na losy swojego skorumpowanego kraju.

Leon wygląda jakoś inaczej.

Mamy więc coś odrobinę bardziej skomplikowanego, niż złą korporację testującą jakiś wirus na ludziach. Plus osadzenie akcji w Europie Wschodniej dodaje całości unikatowego posmaku. Wszystko to sprawia, że Resident Evil: Potępienie wyróżnia się trochę na tle serii. Nie jest to może nic rewolucyjnego (zwłaszcza że Resident Evil 6 też korzysta z Europy Wschodniej jako jednej z lokacji w „epickiej” przygodzie bohaterów), ale moim zdaniem to taki powiew świeżości.

 
Powrót starych twarzy

Poza Leonem zobaczymy także kilka innych powracających twarzy. Ada pojawia się w kilku scenach, a pani agent Hanningan wypowiada ze trzy zdania w całym filmie. Do tego mamy kilku nowych bohaterów, którzy debiutują w tej historii. Na pierwszy plan wysuwa się JD, który jest zafascynowany Ameryką. Jest też tajemnicza pani prezydent, która na pewno nie jest zła i nie skrywa żadnych sekretów. Fanów potworów może ucieszyć obecność Plaga (pasożyt debiutujący w Resident Evil 4) oraz to, że w filmie jest sporo lickerów i kilka tyrantów. Mamy więc ulubieńców, którzy sprawdzają się lepiej od typowych zombie.

Licker tu, licker tam..

Nie jest źle, ale…

Ogólnie nie jest źle. Sceny akcji są całkiem ciekawe i dosyć dobrze zrealizowane. Widać tutaj rozmach oraz pomysłowość, tak by starcia były ciekawe. Chociaż z tym wiąże się mój zarzut, co do filmu, i kwestia, której po prostu nie mogę przeboleć zarówno jako wieloletni fan Resident Evil, jak i żywy pochłaniacz horrorów.

Moim największym problemem z Resident Evil: Potępienie jest to, że w tej adaptacji horroru nie ma praktycznie wcale grozy.  Wiemy, że Leonowi nic się nie stanie. Sceny akcji są przesadzone i znowu mamy zbyt dużo spowolnień i sekwencji rodem z cyklu Matrix. Przez to tytułowi brakuje napięcia. Jest to na przykład ewidentne podczas konfrontacji z lickerem. W grach te bestie są koszmarem, ale są świetnie wykorzystywane. Niewidomy potwór posługuje się słuchem i zmusza nas do skradania lub w ostateczności ogłuszenia go przed wyładowaniem tony amunicji w wystający mózg. Tutaj tego brakuje i przerażające BOW są tylko mięsem armatnim.  

Resident Evil: Potępienie to ambitny film o zombie?

Drugim problemem animowanych filmów Resident Evil jest nagminne próbowanie stworzyć „tych złych”, którym mamy współczuć.  Rozumiem, że świat nie jest czarno biały (poza głównymi bohaterami), ale jakoś trudno usprawiedliwia się osoby odpowiedzialne za śmierć setek, jeśli nie tysięcy osób, dla wymierzenia sprawiedliwości, z pobudek politycznych, albo w ramach zemsty. Resident Evil to nie dramat o brzemieniu konfliktu i tym, że wszyscy dopuszczają się haniebnych rzeczy dla osiągnięcia swoich celów. Mówimy w końcu o serii pif-paf do trupów, gdzie fabuła gra zazwyczaj drugie skrzypce.  Na dokładkę nie ma tu miejsca na rozwinięcie tych bardziej dramatycznych scen i motywacji postaci. Zostajemy więc postawieni z tak wydmuszką, która nie zrobi na nikim wrażenia.

Ada powraca!

Oczywiście nad obiema kwestiami da się przejeść do porządku dziennego. Mam jednak wrażenie, ze postawienie na więcej strachu i klimatu wpłynęłoby dobrze na odbiór produkcji. Podobnie gdyby zdecydowano się bardziej rozwinąć wątki postaci pobocznych lub bardziej skoncentrować się na motywacjach rebeliantów. Wtedy kilka dłużących się sekwencji gdzieś w środku filmu miałoby więcej sensu i lepiej przyciągałoby uwagę widza. Nie jest to nic wielkiego, bo w końcu po Resident Evil nikt nie spodziewa się dobrej fabuły.

 Krok do przodu

Resident Evil: Potępienie jest ciekawszym filmem niż Degeneracja. Fabuła jest trochę bardziej interesująca i koncentruje się na jednej postaci. Mamy ciekawsze akcje i kilka interesujących pomysłów, które wprowadzają powiew świeżości do dobrze znanej formuły.  Nie jest to oczywiście produkcja idealna i sporo można temu tytułowi zarzucić zarówno z perspektyw fana, jak i niedzielnego gracza, który po prostu chce obejrzeć film bez dogłębnej wiedzy na temat Resident Evil. Jednak mimo wszystko całość wychodzi z obronną ręką  i znajduje dla siebie miejsce na podium filmowych adaptacji Resident Evil.

Będzie sequel

Resident Evil: Potępienie daje nadzieję na przyszłość animowanych filmów osadzonych w uniwersum Biohazard. Nie ma tu co prawda krzty horroru, ale trudno spodziewać się tego po filmie tworzonym w tym samym czasie, co niesławne Resident Evil 6.  Jednak zarówno oprawa wizualna, fabuła jak i same sceny są krokiem w przód względem Resident Evil: Degeneracja. Nie jest to majstersztyk, ale trudno znaleźć lepsze filmy bazujące na grach wideo.

Możecie też sprawdzić nasze recenzje gier z uniwersum  Resident Evil Zero HD RemasterResident Evil 2 Remake i Village

Tomek “Danteveli” Piotrowski