Resident Evil to seria, która ma za sobą masę wzlotów i upadków. Jest to jedna z największych marek w świecie gier wideo z masą tytułów, komiksów, filmów i gadżetów. Jednak pogoń za rozpoznawalnością i globalną popularnością przyczyniła się do mrocznych lat w cyklu reprezentowanych przez Resident Evil 6 i okropny, odmóżdżający cykl filmowy, który może rzeczywiście przemienić ludzi w zombie. Należy jednak przyznać, że od kilku lat seria o wirusach podąża dobrymi torami i dostarcza fanom wartościowych treści. Resident Evil: Vendetta wydane w tym samym okresie co popularne Resident Evil VII jest częścią renesansu marki? Może to jedna z pozostałości mrocznych wieków, gdy Biohazard kojarzyło się z bólem głowy?
Trzeci raz to samo
Resident Evil: Vendetta to trzecia część animowanej sagi o wirusach, gdzie głównym bohaterem jest Leon Kennedy. Żółtodziób z Resident Evil 2 w przeciągu zaledwie kilku lat został superbohaterem i w Resident Evil: Degeneracja i Potępienie pokazał jak rozprawiać się z potworami. W tej części Leon będzie miał okazję ponownie współpracować z Chrisem Redfieldem, czyli człowiekiem, który w ramach rozgrzewki rozbija pięściami głazy. Mamy znacznie więcej akcji i więcej głupot, ale na to będę narzekał w kolejnych akapitach.
Kino akcji
Fabuła Resident Evil Vendetta sprawdza się do pościgu za groźnym handlarzem bronią, który opracował nową wersję wirusa zamieniającego ludzi w potwory. Upokorzony Chris współpracuje z wyniszczonym przez życie i wyrzuty sumienia Leonem. Do paczki dołącza Rebecca Chambers znana choćby z Resident Evil Zero, gdzie była główną bohaterką. Mamy coś na kształt typowego filmu akcji z pościgiem po całym świecie i masą lokacji odwiedzanych przez bohaterów. Mnie to z automatu kojarzy się z Resident Evil 6, a to nie wróży nic dobrego.
Kpiny
Podtytuł tego filmu może być pewną wskazówką co do fabuły. Vendetta to kolejna bardzo słaba próba dania tym złym dramatycznej i potencjalnie wzruszającej motywacji. Nie wiem, czy ludzi robiący te filmy nie oglądają poprzednich części? Trzeci raz źli zagrażają światu i zabijają masę ludzi, bo ktoś wyrządził im krzywdę w przeszłości. To już nie jest nawet śmieszne i potwierdza moją tezę o tym, że nikt poza fanami nie traktuje fabuły Resident Evil poważnie. Na dodatek za tym podejściem jest najsłabiej. Poprzednio za rozprzestrzenienie się wirusa odpowiadali ocalali wkurzeni po zatuszowaniu wydarzeń z Raccon City i bojownicy o wolność świadomi korupcji nadużyć własnego rządu. Tym razem mamy psychola dotkniętego własną tragedią i chęcią posiadania nowej żony.
Na dokładkę Rewident Evil Vendetta ma czelność bawić się w politykę. Oczywiście jest to zrobione w najbardziej banalny i żałosny sposób w historii. Leon komentuje poczynania złego terrorysty i handlarza bronią kwitując to mniej więcej w taki sposób, że nie wiadomo kto naprawdę jest zły. Po raz kolejny pięciolatek z dwoma kredkami stara się nam zrobić wykład z moralności. Jest to o tyle zabawne, że Leon był świadkiem tego, do czego zdolny jest wirus i jak wiele osób ucierpiało przez działanie przeróżnych korporacji i organizacji terrorystycznych.
To jest Resident Evil?
Kolejnym problemem jest idiotyzm wszystkich postaci. W świecie gdzie zombie są czymś dosyć normalnym, a zabójcze wirusy pojawiają się praktycznie co sezon, nikt nie ma doświadczenia w radzeniu sobie z zagrożeniami tego typu. Wszyscy poza głównymi bohaterami są mięsem armatnim. Do ich głupoty i bezużyteczności można przywyknąć. Nie kapuję jednak dlaczego Rebecca czy Chris zapominają, jak tutaj działają wirusy i przemiana w potwory. To jest po prostu idiotyczne i może dałoby się na to przymknąć oko w pierwszej części Resident Evil. Trudno jednak uwierzyć, że przez dobre 20 lat nikt tutaj nie nauczył się podstaw, jeśli chodzi o radzenie sobie z zombie.
Z tym wiąże się trochę większy problem, na który cierpi ta produkcja. Mamy do czynienia z czymś, co mogłoby być Resident Evil tylko z nazwy. Wystarczyłoby zmienić imiona głównych postaci na Treon, Steve i Julia i mamy do czynienia ze sztampowym filmem o zombie powielającym te same wyświechtane schematy. Na dokładkę to durny film akcji, gdzie nawet nie starano się o budowę napięcia czy ciekawe sceny. Zamiast tego jest tandetna sieczka chaos i idiotyczne spowolnienia i sceny inspirowane filmem Matrix. Naprawdę żałuję, że Resident Evil: Code Veronica zapoczątkowało ten tragiczny element uparcie powielany w filmach z tego uniwersum. Tutaj jest to doprowadzone do szczytu dzięki implementacji gun fu inspirowanego filmem John Wick. Mamy więc absurdalne pojedynki ze spluwami i wygibasy niczym w filmach akcji z Hongkongu. Łatwo się domyślić jak wpływa to na grozę. Zombie, które na początku filmu rozprawiały się z mięsem armatnim jak człowiek z kiełbaskami na grillu, nagle stają się celami na strzelnicy.
Najgorszy film?
Najgorsze jest to, że moje czepialstwo jeszcze się nie kończy. Mamy bowiem element Resident Evil: Vendetta, który powinien wkurzyć każdego, kto pomyśli chwilę nad tym, co dzieje się w filmie. Z jednej strony jest to element, który można nazwać efektem Człowieka ze stali. Podobnie jak Superman w tamtym filmie tak tutaj bohaterowie przyczyniają się do śmierci tony cywilów. W pogoni za efekciarskimi scenami akcji mamy masę ofiar, których można by uniknąć. Może to czepialstwo, ale w filmie stara się zrobić widowisko z tych momentów.
Po drugiej strony głupoty scenariusza jest sam wirus. Mamy mieszankę kilku wirusów znanych z gier. Jest to fajne nawiązanie dla fanów marki i byłoby spoko, gdyby ograniczono się do wzmianki na ten temat. Niestety nowy wirus ma magiczną moc zamieniania ludzi w zombie, w taki sposób by było na to lekarstwo. Jakimś cudem w tym wypadku da się odwrócić mutacje i fakt, że ludzie gniją i zamieniają się w krwiożercze i nierozumne bestie. To tworzy masę problemów, które przeoczono tylko po to, by w Rewident Evil: Vendetta pojawiła się fajna scena. Czy osoby zabite przez Chrisa i Leona staną się ponownie ludźmi? Czy osoby ugryzione i przemienione przez innych w zombie powrócą do normalnego stanu? Jak w takim wypadku działa regeneracja? Jeśli jesteśmy w stanie odwrócić gnicie ciał to czy ludziom odrastają kończyny? Jak wygląda kwestia traumy w przypadku kogoś, kto zjadł swoje dzieci, po czym obudził się przy ich fragmentach jako człowiek? Może to czepialstwo i nikogo poza mną takie rzeczy nie obchodzą? Jednak w moim wypadku ten element filmu stał się przysłowiową wydaloną wisienką na szczycie ekskrementów, jakimi jest całość Resident Evil: Vendetta.
Taki jakiś inny Chris
Muszę zatrzymać się jeszcze przy oprawie wizualnej. W końcu mamy do czynienia z filmem animowanym w wersji CGI. Nie ma tutaj tragedii, chociaż trzeba przyznać, że scenki przerywnikowe w wielu grach wypadają znacznie lepiej od tego, co widzimy tutaj. Wszystko jest trochę plastikowe i wygląda nienaturalnie. Najgorzej wypadają chyba „widowiskowe” sceny akcji, które sprawiają trochę wrażenie dziecka bawiącego się zabawkami.
Nie wiem, czy mogę ganiać ten film za to jak Chris wygląda. W końcu Capcom ma poważne problemy z podjęciem decyzji o wyglądzie tego bohatera. Każda odsłona przynosi nam trochę inną wersję bohatera od pakera po wujka w golfie. Dlatego ograniczę się tylko do stwierdzenia, że jak dla mnie ten Chris z Resident Evil Vendetta wygląda trochę za młodo.
Tylko dla fanów?
Staram się rozumieć, że to produkcja dla fanów i pewnie budżet nie był zbyt wysoki. To jednak nie jest dla mnie wytłumaczeniem. Zwłaszcza w sytuacji, gdzie jedynym potencjalnym pozytywem filmu są kiepskie sceny akcji. Z mojej perspektywy Resident Evil: Vendetta to bezczelne żerowanie na fanach. Ktoś w Capcom zdecydował, że wciśnie nam bezwartościowy śmieć, posługując się znaną nazwą. Na serio w ten projekt nikt, nie włożył ani serca, ani myśli. Dzięki temu Vendetta jest krokiem wstecz względem nie tylko Resident Evil Potępienie, ale także Degeneracja. Nie mam żadnej satysfakcji z pisania tego, ale trudno używać innych słów, gdy ten film wkurza mnie prawie tak samo jak ostatnie odsłony aktorskiej wersji Resident Evil.
Na pewno znajda się osoby, które powiedzą, że to tylko głupi film dla fanów i liczą się sceny akcji, a nie scenariusz. Może to po części racja, ale mam wrażenie, że gdy fabuła jest tak zła i wkurzająca nie ma miejsca na pobłażliwość. Po drugie trudno mi uwierzyć, że nikt nie jest w stanie napisać znośnego scenariusza, który byłby do zaakceptowania.
Nigdy więcej. Nigdy.
Resident Evil: Vendetta to kwintesencja wszystkiego, co złe w cyklu Biohazard. Nie mam praktycznie nic pozytywnego na temat tego filmu i się nim brzydzę. Zamiast wykorzystać lekcje z poprzednich filmów do stworzenia czegoś ciekawego, ekipa poszła po linii najmniejszego oporu. Dostajemy potworka, którego najlepiej potraktować pociskiem w głowę. Zdecydowanie odradzam oglądanie tego bezczelnego skoku na kasę.