Marka Fire Emblem przez ostatnie lata zdołało nabrać rozmachu. Z niszowego, taktycznego turowego RPG, seria tak bardzo się rozrosła, że nakład sprzedanych kopii poszedł w miliony. Jest to naprawdę budująca informacja. Szczególnie mając z tyłu głowy rok 2013 i informacje, że wraz z Awakening na 3DS, ta zasłużona seria miała iść w odstawkę po finansowych fiaskach na Gamecubie i Wii. Teraz nawet nasze Polskie Forever Entertainment, w kolaboracji z Makee, postanowiło podjąć rękawice w bliźniaczo podobnych klimatach. Pora się przyjrzeć efektom ich pracy. Oto recenzja Rise Eterna.

To jest dobre: Miłośnicy gatunku mogą czuć się Rise Eterna zainteresowani. Szczególnie, zważywszy na niewygórowaną cenę w edycji cyfrowej.
To jest słabe: Gra nie grzeszy świeżymi pomysłami. Poza tym utrata klatek animacji, przy takim poziomie grafiki, jest nieco irytująca.

Piguła:

  • Gra nie grzeszy rozbudowaniem, czy nadmiarem skomplikowanych mechanik.
  • Rise Eterna nie stanowi zbyt wygórowanego wyzwania. Przez długi czas nawet nie trzeba mieć w teamie osoby leczącej, a klasa łucznika jest bardzo OP.
  • Jeżeli całujemy wszystkie ściany i zbieramy wszystkie przedmioty, to grę można rozciągnąć do max 10 godzin.
  • Po ukończeniu wątku głównego nie ma zbyt dużo do roboty
ekran tytułowy rise of eterna switch

Sztampowo i mało porywająco

Szczerze mówiąc fabuła Rise Eterna wydaje się najsłabszym elementem całej produkcji. Ot mamy najechane królestwo, które trzeba ratować spod ucisku okupanta oraz okolicznych bandytów. Na tym tle wyróżnia się nieco Lua, główna bohaterka opowieści, która charakteryzuje się nieco szczeniackim, niewyparzonym językiem. Co prawda bywa przy tym nieco irytująca, ale nie można jej odmówić charakteru. Poziom pisania dialogów bywa nierówny, aczkolwiek jak na grę Indie, myślę, że ujdzie w tle. Muszę jednak otwarcie przyznać, że z nudy (czego przeważnie nie robię) zdarzyło mi się całkowicie pominąć kilka linijek dialogu.

biografie bohaterów rise of eterna switch

Rozgrywka dość mocno nawiązuje do Fire Emblem, chociaż jest kilka dość znaczących różnic. Przede wszystkim poziom trudności nie jest tak wywindowany. W serii spod dłuta Intelligent System był wręcz nieuczciwy. Ciągle dokładanie kolejnych fal wrogów czy system na zasadzie, że raz „położony” kompan ginie na amen, sprawiały że co chwila restartowały się mapy. Wręcz trzeba było się ich uczyć na pamięć. Rise Eterna jest w tej kwestii bardzo przyjazne. Od początku wiesz, ilu masz przeciwników na planszy i gdzie są. Poza tym, że należy uważać na pasek życia pary głównych bohaterów, nie trzeba martwić się zgonami reszty naszych kompanów.

Dziury w mechanice w Rise Eterna

Skala trudności jest zawieszona tak nisko przez bardzo pasywne podejście przeciwników do naszych poczynań. 95% Z nich zaczyna dopiero reagować, gdy znajdziemy się w terenie ich bezpośrednich działań. Troszkę to słabe. Szczególnie gdy rozwiniemy atrybuty łucznika. Można odnieść wtedy wrażenie, że gra przechodzi się sama. Oczywiście, gdy gramy w miarę rozsądnie, a nie „huzia na Józia”, byle do przodu.

pole walki rise of eterna switch

Idąc dalej, rozgrywka wydaje się bardzo uproszczona. Brakuje chociażby mechaniki, z której strony wykonujemy atak, znanej np. w Final fantasy Tactics. Odnoszę wrażenie, że nawet system „papier, nożyce, kamień” nie znalazłby w tej produkcji żadnego zastosowania. To sprawia, że nie ma dużego znaczenia, kto jaki oręż posiada i jej bezpośredniego wpływu na zadawanie obrażenia czy unikaniu takowych. Nawet broń od początku do końca mamy jedną i tą samą. Nie ulega ona degradacji.

Rise Eterna daje coś od siebie

Dużo wspominam o ewentualnych kastracjach względem bardziej popularnych przedstawicieli gatunku, jednak Rise Eterna też potrafi dodać coś od siebie. Otrzymujemy całkiem przyjemny system tworzenia przedmiotów ze „śmieciuszków”, które pozyskujemy na polu bitwy. Mamy też dostęp do dość ubogiego drzewka rozwoju postaci, gdzie wraz z każdą wygraną bitwą otrzymujemy po punkciku do rozdysponowania na postać. Możemy również przydzielić dodatkowe kryształki zwiększające nasze atrybuty.

pojedynek rise of eterna switch

Bez graficznych wodotrysków

Od strony technicznej Rise Eterna prezentuje się dość oszczędnie. 16-bitowa, przywodząca na myśl czasy Super Nintendo grafika, skrywa w sobie pewnie pokłady uroku. Nie na co się jednak łudzić – to jest zabieg ukrywający pewne mankamenty. Najpewniej wynikające z niskiego budżetu samej produkcji niż celowego zabiegu artystycznego. Swoją ewentualną urodę ukazuje tylko podczas sekwencji pojedynków, a poza tym jest dość szaroburo i monotonnie. Dodatkowo jestem zdziwiony faktem, że sporadycznie gra potrafi stracić kilka klatek animacji. Nie jest to mocno zauważalne, ani jakoś szczególnie doskwierające w tego typu – dość statycznej – rozgrywce. Jedynie troszkę zastanawia, z czego to wynika, skoro na ekranie w zasadzie… nic się nie dzieje 😀 Gra też mi się zdołała dwa razy, mówiąc kolokwialnie, „wysypać”. Musiałem restartować aplikację.

Podobnie odczucia można przenieść na sferę audio. Kwestii czytanych przez lektorów jest tyle, co na lekarstwo. Większość otrzymujemy w formie suchego tekstu, a muzyka jest bardzo powtarzalna. W zasadzie w grze prawdopodobnie uświadczymy cztery, może pięć utworów, z czego przez większość czasu słuchamy ciągle tylko jednego, niemiłosiernie zapętlonego. Wcale się nie zdziwię, gdy ktoś, po pewnym czasie z grą, suwak odpowiedzialny za głośność muzyki przesunie w stronę cyfry zero.

Nihil Novi w Rise Eterna

Rise Eterna w zasadzie jest produkcją przeznaczoną tylko dla fanów takich produkcji. Ma niewielkie szanse przebić się do kogoś spoza grupy docelowej. Nie powiem, że przez 10 godzin lizania ścian źle się bawiłem, aczkolwiek ta gra nie ma w sobie nic, czym mogłaby zachęcić nowych w temacie. Tym bardziej, że po ukończeniu, Rise Eterna nie oferuje w zasadzie żadnego replay value zachęcającego do dalszej zabawy. Nieco smuci fakt, iż pomimo że w liście płac widnieje sporo rodzimych nazwisk, w grze nie uświadczymy polskiej lokalizacji. Ok, dla niektórych niski poziom trudności oraz przystępna cena stanowią dość mocny argument, aby rozważyć ewentualny zakup. Ale to już od was zależy, czy macie ochotę przeznaczyć swój czas na przeciętniaka, niewnoszącego w zasadzie nic od siebie do tego niszowego gatunku.

PS: Po napisaniu recenzji pobrała mi się łatka z rodzimą lokalizacją. Hura, hura 😀

Za kopię recenzencką dziękujemy Forever Entertainment

Rise Eterna

79,99
5

Mechanika

5.0/10

Fabuła

5.0/10

Frajda

5.0/10

Grafika i dźwięk

5.0/10

Zalety

  • Około 10 godzin znośnej zabawy
  • Znośna cena
  • Niski poziom trudności dla początkujących

Wady

  • Nie wnosi nic do gatunku
  • Głupie błędy