Pamiętam, że którejś nocy w Pekinie zdarzyło się coś, co zastanawia mnie do dzisiaj. Obudziłem się koło trzeciej i zacząłem się rozglądać po sypialni. Miałem dziwne uczucie, że coś jest nie tak. Jakbym nie był w swoim pokoju, tylko w obcym mi miejscu. Czułem na sobie czyjś wzrok. Myślałem, że któryś ze znajomych znowu płata mi durnego figla.

Wstałem więc zapalić światło, przygotowany na to, że usłyszę jakieś „boo” i ktoś wyskoczy na mnie z szafy lub toalety. Nic się jednak nie zdarzyło. Zgasiłem więc światło i byłem już w drodze do łóżka, kiedy zobaczyłem, że w lipnym lustrze zainstalowanym na drzwiach widać zniekształconą twarz. Lustro było ustawione naprzeciw okna, przez które ktoś najprawdopodobniej zerkał do mojego pokoju. Bez zastanowienia się wskoczyłem do łóżka i nakryłem głowę poduszką. Jak ktoś mógł zaglądać w moje okno, kiedy jestem na dziesiątym piętrze? Co ta historyjka ma wspólnego z Fuan no Tane? Też chciałbym to wiedzieć.

Kolejna antologia grozy

Fuan no Tane, znane także jako Seeds of Anxiety, to kolejny zbiór horrorowych historyjek, jaki miałem okazję przeczytać. Pozycja ta wyróżnia się z tłumu podobnych tytułów i jest uznawana przez wielu za jeden z najlepszych przykładów japońskiego horroru. Manga doczekała się kontynuacji zatytułowanej Funan no Tane Plus. Kilka lat temu pojawił się również film oparty na kilku opowiastkach ze zbioru.

Całość zaprezentowana jest jako kolekcja niepowiązanych ze sobą zdarzeń, do których to doszło na przestrzeni lat. Każdy rozdział zaczyna się od podania miejsca i daty zdarzenia. Moim pierwszym wrażeniem było więc to, że kolejne tomy mangi powiążą ze sobą wszystkie wydarzenia w jedną logiczną całość. Nie jestem jednak do końca pewny, czy twórca miał taki właśnie zamiar. Z zaprezentowanych nam przez mangakę elementów można próbować budować jakąś większą całość. Nakoyama jednak się tym bawi i podrzuca nam różne tropy i zmyłki.

W kilku momentach wydawało mi się, że udało mi się nałożyć na ten komiks jakąś narrację i wytłumaczenie wszystkiego, co się dzieje. W pewnym momencie dałem sobie jednak spokój i potraktowałem Fuan no Tane jako kolekcję krótkich opowiastek grozy.

Szybkie strzały

Cechą charakterystyczną zbioru Seeds of Anxiety jest długość prezentowanych nam historii. Każda z miejskich legend i opowiastek zajmuje jedynie kilka stron. Z tego powodu nie ma miejsca na to, by serwować nam skomplikowane i rozbudowane zdarzenia. Wszystko dzieje się w bardzo szybkim tempie i nim zdążymy się przyzwyczaić do jakiegoś bohatera, mamy już nową historyjkę z kimś innym w roli głównej.

Dzięki temu całość ma niezwykle szybkie tempo i wyeliminowano z komiksu wszystkie dłużyzny. Mamy swego rodzaju destylat horroru, gdzie po krótkim wprowadzeniu, dostajemy element szoku i powtarzamy to kilkadziesiąt razy.

Mogło być pięknie

Moim największym problemem z omawianym komiksem jest to, że należę do osób chcących wiedzieć jak najwięcej. Spędzam masę czasu na czytaniu różnych bzdur analizujących rzeczy i szukam wytłumaczenia dla prawie wszystkiego. Funan no Tane jest dla takich osób wielkim pstryczkiem w nos. Obie serie tej mangi to jakieś 200 historyjek. Wiele z nich jest do siebie bardzo podobnych, ale jest to w znacznym stopniu wynik sposobu prezentowania rozdziałów. Każda z opowiastek oparta jest na prostym schemacie. Poznajemy bohatera, który widzi lub robi coś, co skutkuje pojawieniem się ducha lub jakiegoś monstrum.

Ostatni panel to twarz bestii. Cztery czy pięć stron historyjki nie oferuje nam żadnego wytłumaczenia. Zostajemy po prostu uraczeni doniesieniem typu: pewnego razu na skrzyżowaniu zobaczyłem ducha. Wielu osobom coś takiego może się podobać. Jest to jednak za mało, aby mnie wystraszyć i zainteresować. Winę za to ponoszę jednak ja. Nie jestem w stanie przekonać się do koncepcji, że życie jest ciągiem niepowiązanych ze sobą zdarzeń i zawsze szukam jakiegoś wytłumaczenia dla tego, co dzieje się nie tylko dookoła mnie, ale i także w grach, filmach czy komiksach.

Trudno jest mi pogodzić się z ciągiem niewyjaśnionych zdarzeń, gdzie różnego rodzaju potwory nawiedzają Kraj Kwitnącej Wiśni.

Fuan no Tane
Fuan no Tane

Z jednej strony doceniam ten aspekt mangi. Brak logicznego wytłumaczenia danego zjawiska potrafi być ekscytujący. Właśnie ten element sprawił, że pokochałem pierwszy segment filmu Kowai Onna (Unholy Women). Nie ma nic straszniejszego od tego, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego jakiś potwór robi to, co robi. Z drugiej strony ponad 100 historyjek opartych na takim samym schemacie potrafi nieźle człowieka wynudzić.

Zwłaszcza gdy połowa z nich to komiksy o tym, że ktoś słyszy lub widzi coś niezwykłego w swoim domu. Samo w sobie nie byłoby to takie złe. Każdemu przyjdzie do głowy przynajmniej kilka pomysłów na to, jak stworzyć przerażający scenariusz inwazji na domowe zacisze. Problemem jest jednak to, że tutaj wszystko ogranicza się do kilku paneli, gdzie nic się nie dzieje, po czym mamy jeden obrazek stworka i koniec historyjki. Na dłuższą metę coś takiego robi się niezwykle przewidywalne.

Sporo dobrego

Fuan no Tane to dość ciekawy przypadek. Pośród wszystkich rozdziałów rozsypanych pomiędzy siedmioma tomami mangi da się znaleźć świetne komiksy. Niestety wiele historii to zapchajdziury i niedopracowane pomysły. Ja kapuję, że jeśli kątem oka zauważymy jakiś dziwny kształt w swoim pokoju, to czujemy niepokój. Jednak nie trzeba sytuacji tego typu poświęcać siedmiu czy tam dziewięciu historyjek.

Dlatego też jestem przekonany, że gdyby całość skrócić o połowę, jednocześnie pozostawiając najlepsze fragmenty, to mielibyśmy do czynienia z komiksem lepszym o dwie albo i trzy klasy. Po raz kolejny okazuje się, że powściągliwość jest cnotą, której brakuje wielu twórcom.

Po zbesztaniu wielu historii za ich wtórność przychodzi pora na jeszcze jedną ważną kwestię. Chodzi o wygląd potworów, duchów i wszystkich brzydali, które mają nas szokować. W przypadku komiksów tego typu jest to niezwykle ważne. Sam nieraz czytałem głupie historyjki tylko po to, by delektować się wykręconym i szalonym designem brzydali. Jeśli mangaka jest w stanie wywołać u nas niepokój lub obrzydzenie poprzez to, co narysował, to sama fabuła przestaje być nieziemsko ważna. Nakayama Masaaka nie jest tak utalentowany jak Junji Ito.

W przypadku Seeds of Anxiety tym, co ma nas poruszać, są twarze maszkar, nawiedzających ludzi. Większość zjaw wygląda jak efekt bazgrołów przedszkolaków albo dzieci z podstawówki. Jest w tym coś lekko niepokojącego, ale osobiście, po zobaczeniu tych stworków, bliżej było mi do śmiechu, niż trzęsienia portkami ze strachu. Kilka z tworów autora przypadło mi nawet do gustu, ale nic z tego, co widziałem, nie będzie prześladowało mnie w koszmarach.

Trailer filmowej adaptacji tej mangi.

Fuan no Tane zalicza się w poczet japońskich komiksów, które doczekały się filmowych adaptacji. W tym wypadku jest to produkcja (nie)znana na zachodzie jako Pet Peeve. Film jest o tyle ciekawy, że stara się jednocześnie utrzymać formę antologii niczym manga, ale także przybliżyć nam historię pewnej rodziny znajdującej się pośrodku tajemniczych wydarzeń z kart komiksu.

Tomek” Danteveli” Piotrowski

Niestety

Najwyraźniej Seeds of Anxiety nie jest komiksem dla mnie. Wiele pochlebnych opinii na temat tego tytułu dało mi nadzieję na coś niezwykłego. Niestety trafiłem na coś skierowanego do innego typu odbiorców. Wszystkie elementy mangi, które przypadły mi do gustu, toną pośród mało interesujących i przewidywalnych historyjek. Dla mnie ten zbiór służy raczej do pokazania trochę zbyt małej inwencji ambitnego twórcy.

Gdyby zamiast 100 takich sobie rozdziałów wydać tylko kilkadziesiąt najlepszych, to miałbym kompletnie inne zdanie na temat tego, czym jest ta manga. Niestety powtarzanie tej samej sztuczki sprawiło, że zapomniałem o tych naprawdę fajnych opowiastkach. Dopiero ponowne przejrzenie całości na szybko przypomniało mi o istnieniu tych ciekawszych historyjek.

Czy warto?

Fuan no Tane na pewno nie jest najlepszą mangą o tematyce grozy, jaka kiedykolwiek powstała. Antologia ta nie ma startu do wielu innych zbiorów. Sam mam całkiem sporo zarzutów w stosunku do twórczości Nakayamy Masaaki. Nie oznacza to jednak, że kompletnie nie warto zainteresować się tym komiksem.

Pośród prawie 200 historyjek znajduje się kilka prawdziwych perełek. Niestety w chwili obecnej koszty, jakie należy ponieść, by (legalnie) przeczytać ten komiks, zdecydowanie przewyższają jego wartość. Co innego, gdyby Seeds of Anxiety pojawiło się kiedyś na polskim rynku.