Zmęczony? Posłuchaj tekstu!
|
Switch już wielokrotnie udowadniał, że pomimo przestarzałych wnętrzności, jest w stanie sprostać portom gier, z kategorii niemożliwych. Niezłym tego przykładem jest, chociażby Wiedźmin 3 czy Dying Light. Myślę, że do tego grona spokojnie mógłbym również dopisać recenzowany teraz Bright Memory: Infinite. Pytanie tylko – czy poza bycie technologicznym benchmarkiem, omawiany tytuł ma coś więcej do zaoferowania?
To jest dobre: To, jak to wygląda na Pstryku
To jest słabe: Zerowa zawartość za niemałe pieniądze
Piguła
- Gra w 2019 zaczynała we wczesnym dostępie;
- Wersja na Switcha ma “tylko” 30 klatek, ale to wciąż duży wyczyn;
- Bright Memory: Infinite ma mnóstwo fajnych mechanik rodem z gier AAA ;
- Problem w tym, że zabawy starcza na max 2 godziny;
- A cena jest też MOCNO przesadzona (90-100 zł);

Bright Memory w 2019, pierwotnie debiutowało jako demko we wczesnym dostępie. Było to dzieło jednej osoby i trzeba przyznać, że jak na tamte czasy… kopara opadała z niedowierzania. W pojedynkę stworzyć coś tak ładnego i w miarę kompletnie zaprojektowanego? Serio, bez sarkazmu – chylę czoła. Teraz po trzech latach, na konsolach, ląduje wersja rozbudowana i dalej się zastanawiamy. Pomimo kontrowersji i dramy z kradzieżą assetów. Zastanawiamy się nad samym stosunkiem ceny do jakości. Bo tak szczerze trochę śmierdzi wałkiem.

O fabule nie wypowiem się zbyt dużo, gdyż jest tak durna, że jednym uchem wpada, a drugim – w trybie natychmiastowym – wypada. Dodatkowo gra zamiast skupiać się na opowieści, koncentruje się na krągłościach naszej głównej bohaterki, co jest nieco żenujące. Dlatego, wolę przejść od razu do tego, co najważniejsze. No prawie…
Pełen podziw
Powodem, dla którego chciałem przetestować ten tytuł, jest dość prosty – chodziło o grafikę! Tak, brzmi dość powierzchownie, lecz chciałem się przekonać, czy Switch da sobie radę z uciągnięciem Bright Memory: Infinite. Cholera… “bestia” radzi sobie S Z T Y W N I U T K O z tym zadaniem! Wiadomo, Unreal Engine 4 nie do końca się dogaduje z Nintendo Switch i miewa standardowy problem z załadowaniem tekstur na czas, zaś niektóre z nich straszą brzydotą… pomimo korytarzowej struktury samej rozgrywki, gdzie teoretycznie lepiej można ukryć wszelkie niedociągnięcia. Niemniej jednak dalej jest na czym zawiesić oko, a sam framerate nie dostaje widocznej zadyszki.

Wiadomo, w obecnych czasach, gdzie na topie jest UHD 4K, wartości pokroju 1080p(720p w trybie handheld) i 30 klatek na sekundę, w teorii nie zachęcają, aczkolwiek przy tych wizualnych wodotryskach wydaje się to uczciwym kompromisem. Jest tak dobrze, że czasem można się nabrać, iż gramy „tylko” na Switchu, a nie np. PS4 – sprzęcie nieco mocniejszym. Niestety, oprawa dźwiękowa Bright Memory: Infinite, przy wcześniejszych zachwytach, raczej zasługuje na lekkie politowanie. Tak samo jak poziom pisania dialogów w grze.
Mnóstwo dobroci w Bright Memory: Infinite
Bright Memory: Infinite jest połączeniem strzelanki z slasherem z pierwszej osoby. Posiada sporo dobrze zrealizowanych mechanik. Shelia poza chodzeniem po ścianach oraz unikami, dobrze sobie radzi z bronią białą. System walki mieczem nie jest szczególnie skomplikowany, gdyż opiera się głównie na odpowiednim timingu, parowaniu ataków i późniejszym szlachtowaniu na kawałeczki naszych oponentów. Odbywa się to dosyć płynnie i daje niemałą satysfakcję.

Nieco bardziej standardowo na tym tle wypada prowadzenie ognia, gdyż otrzymujemy tylko cztery podstawowe pukawki. Karabin, shootgun, uzi, snajperkę. Na szczęście każda z broni ma alternatywny tryb ataku w postaci specjalnej amunicji. Dodatkowo w Bright Memory: Infinite mamy specjalną rękawicę, którą możemy do siebie przyciągać przeciwników, to wszystko w połączeniu tworzy dość satysfakcjonujący taniec śmierci.
Jeszcze więcej problemów
Osobiście przez całą rozgrywkę bawiłem się naprawdę nieźle i pomimo powtarzających się przeciwników, nie brakuje zróżnicowania w samej rozgrywce. Nie zawsze wypada to dobrze, jak np. fragment skradankowy. Szkoda tylko, że żadna z mechanik nie została dostatecznie rozbudowana, aczkolwiek w tym miejscu pojawia się inny, znacznie grubszy problem.

Cóż, wiele się narzeka na produkcje, które nie potrafią zaoferować kampanii fabularnej na 4-5 godzin. W takim przypadku nie wiem, co powiedzieć, gdyż Bright Memory: Infinite na normalnym poziomie trudności, to zabawa na 1,5 godziny – max dwie.
Póki co #Meh
Jasne, bawiłem się dobrze, ale żądanie za to około 100 zł, troszkę podchodzi pod scam. Tym bardziej, że krytycznych błędów nie brakuje. Raz musiałem zrestartować ostatni zapis, a innym razemBright Memory: Infinite samo wysypało się do menu konsoli. Póki co, z przykrością muszę wszystkim odradzić zakup. Może poniżej 50 zł można będzie się zastanawiać, lecz nawet wtedy ciężko się uwolnić od przeświadczenia, że płacimy za benchmarkowe demo Bright Memory: infinite.
Za udostępnienie gry do testów dziękujemy działowi PR, PLAYISM. Ocena bazuje na subiektywnej opinii recenzenta. Wydawca i jego partner PR nie mieli wpływu na wynik.