Zmęczony? Posłuchaj tekstu!
Getting your Trinity Audio player ready...

Przenośne konsole Nintendo nie mają sobie równych. Nintendo Gameboy, DS i 3DS zgniatają konkurencje pod względem wyśmienitych i pomysłowych tytułów. Szkoda tylko, że wiele z tych kieszonkowych tytułów zostało dosyć szybko porzuconych przez twórców i samo Nintendo. Na szczęście czasem zdarzają się niespodziewane rzeczy i nieco zapomniane, wybitne gry powracają. Tak jest w przypadku Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp. Tylko, czy ten remake klasycznych tytułów wyszedł tak, jak powinien? Jest dobrze? Przekonaj się!

Piguła

  • Remake pierwszej i drugiej części Advance Wars;
  • Strategia turowa o wojnie pomiędzy sąsiadującymi państwami;
  • Gra online tylko ze znajomymi.

Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp to remake dwóch strategii turowych stworzonych dwie dekady temu przez Intelligent Systems. Studio znane choćby z serii Fire Emblem. Za remake Advance Wars i Advance Wars 2: Black Hole Rising stoi studio WayForward, a gra po kilku opóźnieniach związanych z wydarzeniami w prawdziwym świecie, w końcu trafiła na Nintendo Switch.

Wojna

Advance Wars to historia wojny pomiędzy sąsiadującymi ze sobą państwami. Głównym bohaterem dwóch odsłon cyklu jest młody dowódca Andy. Zółtodziób musi się wykazać, bo jego państewko Orange Star zostało najechane przez wschodniego sąsiada Blue Moon. Konflikt jest wielkim zaskoczeniem dla wszystkich, jednak młody dowódca – wraz ze swoimi przyjaciółmi – musi stawić opór. Wszystko to, by uratować ojczyznę i odepchnąć siły wroga z terenów swojego państwa.

Z czasem okazuje się, że jak to w przypadku wojny bywa, nie wszystko jest takie oczywiste. Konflikt pomiędzy sąsiadującymi państwami jest bardziej skomplikowany, niż by się to wydawało na początku. Ten motyw rozwinięty jest w sequelu Advance Wars 2: Black Hole Rising, gdzie bohaterowie muszą zmierzyć się z prawdziwym zagrożeniem istnienia ich narodów.

Nie chcę wdawać się zbytnio w spoilery, bo fabuła obu tytułów jest ze sobą mocno powiązana i w grach występują pełne twisty. Dlatego ograniczę się do stwierdzenia, że Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp prezentuje nam wojnę w lekko bajkowej wersji. Mamy konflikt, gdzie jednostki walczą ze sobą i niszczą się nawzajem. Bohaterowie jednak są niczym postacie z kreskówek, a spora część opowiadanej historii jest raczej dziecinna. Takie podejście do tematyki konfliktów zbrojnych jest dosyć niewinne i przypomina zabawy dzieci w wojnę. Ten element jest jeszcze mocniej podkreślany przez stylistykę i oprawę graficzną tytułu.

Bajkowe bitwy

Bitwy w Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp rozgrywają się na planszach przypominających jakieś planszówki z postaciami; kojarzącymi się bardziej z pionkami i zabawkami niż typowymi wojskami. Całość jest niezwykle kolorowa i bajkowa. Przez to wojna, którą toczą ze sobą postacie sprawia wrażenie zabawy, a nie walki o przetrwanie.

Na pewno można bawić się w jakieś dogłębne analizowanie tych wszystkich elementów i ich symboliki. Czy Advance Wars mówi nam o tym, że wojna jest niczym zabawa dla tych na szczycie, bo nie biorą oni czynnego udziału w walce i nie są świadkami przelewu krwi i zniszczeń? Można pokusić się o takie wnioski, ale moim zdaniem chodziło po prostu o stworzenie kolorowej gry w stylu Nintendo. Całość z nieco poważniejszą i bliższą rzeczywistości tematyką, niż ma to miejsce zazwyczaj.

Seria starć

Rozgrywka w obu grach składających się na Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp jest praktycznie identyczna. Mamy do czynienia ze strategią turową, gdzie na planszy poruszamy swoje jednostki i walczymy z armiami wrogów. Każdy z naszych pionków może wykonać jeden ruch, który może zostać zakończony poprzez atak sąsiadującego wrogiego pionka lub wykonanie innej czynności.

W przypadku starć olbrzymie znaczenie ma pole, na którym się znajdujemy. Część terenów to miasta, wzgórza czy lasy i one oferują dodatkowe punkty obrony, przez co otrzymamy mniej obrażeń od przeciwnika. Znaczenie ma też rodzaj jednostki, którą wybieramy. Każdy z kilkunastu typów żołnierzy, pojazdów statków i maszyn powietrznych ma swoje mocne i słabe strony.

Dodatkowo na planszach znajdują się specjalne punkty takie jak metropolie, fabryki, lotniska czy porty wodne. Zdobywanie ich za pomocą żołnierzy ma olbrzymie znaczenie taktyczne. Metropolie pozwalają nam odnowić punkty życia jednostki i co turę dają kasę, która można wykorzystać w pozostałych punktach specjalnych. Dzięki temu możemy budować nowe pionki do walki z wrogiem.

Dowódcy

Ostatnim niezwykle ważnym elementem są sami dowódcy. Większość posiada specjalizacje sprawiającą, że jednostki danego typu są silniejsze lub bardziej mobilne. Zazwyczaj zaleta w jednym obszarze wiąże się z wadą w innym i mamy wtedy mniejsze pole rażenia czy mniej amunicji na wyposażeniu.

Dodatkowo każdy dowódca posiada specjalną umiejętność, która możemy odpalić po naładowaniu paska energii. Zdolności te mogą bardzo poważnie wpłynąć na przebieg bitwy. Andy na przykład uzdrawia wszystkie jednostki o 20% i zwiększa ich odporność na obrażenia na czas trwania tury. Inni mogą zaatakować dwa razy, zwiększyć siłę obrażeń czy poruszać się na większe odległości.
Dzięki różnorodnym dowódcą starcia stają się jeszcze bardziej różnorodne i Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp oferuje nam znacznie więcej strategicznych manewrów.

Nie tylko kampania

Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp oferuje nam dwie długie kampanie dające kilkadziesiąt godzin rozrywki. Mamy też kilka dodatkowych opcji. Jest sklepik i galeria, gdzie możemy kupować różne bajery jak nowe postacie do rozgrywki w innych trybach czy mapki do walki.

Tryb versus w wariancie lokalnym i online pozwala na zmierzenie się z przyjaciółmi w bitwach, by zadecydować, kto jest lepszym dowódcą. War Room pozwala zmierzyć się z CPU na specjalnie stworzonych do tego mapach. Możemy rozgrywać bitwy w stylu pierwszej lub drugiej odsłony gry.

Ostatnim elementem jest Design Room pozwalający na własnoręczne stworzenie nowych map do gry. To naprawdę fajna opcja, która daje okazje do wykazania się kreatywnością. Szkoda tylko, że możemy się dzielić naszymi mapami ze znajomymi, przez co ten element traci trochę na sensie, o ile nie będziemy dodawać przypadkowych osób z Internetu do listy naszych znajomych Nintendo Switch

Opcji jest całkiem sporo i potencjalnie mogą one zapewnić nam naprawdę wiele godzin rozgrywki na wysokim poziomie. Ja niestety nie mam żadnego znajomego na liście, który katowałby w Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp, wiec tryb versus mogłem sprawdzić tylko w kanapowym wariancie. Szkoda, że tak oczywista rzecz jak matchmaching z przypadkowymi ludźmi z sieci jest tutaj niedostępny.

Zabawkowy styl graficzny

Oprawa audiowizualna Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp to dosyć kontrowersyjna kwestia. Muzyka wypada naprawdę fajnie i zremixowane kawałki gry są spoko. Niestety voice acting jest tutaj minimalny i ogranicza się do kilku słów co kilkadziesiąt zdań. Było to do zaakceptowania wieki temu, ale dzisiaj wypada bardzo słabo. Dodatkowo głosy same w sobie nie wypadają specjalnie dobrze.

Podobnie jest z grafiką. Jest kolorowo i dosyć schludnie, ale oryginalny pikselowy styl został zastąpiony przez plastikowo wyglądające ludki i całość oprawy rodem z jakiejś gry na komórki. Nie wygląda to tragicznie, ale brakuje mi oryginalnej stylistyki. Na dodatek gra potrafi chrupnąć i się przyciąć. Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp nie jest potworem graficznym, a mimo to Switch nie wyrabia i gra gubi klatki. Nie wiem, jak to się stało?

Online się nie przyjmie

Jest jeszcze jednak kwestia, którą w wypadku Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp warto poruszyć. To tytuł sprawiający wrażenie nie do końca zrobionego. Trochę jakby trafiła się wersja beta gry, która przejdzie jeszcze ostatnie szlify. Momentami gra kuleje technicznie i mamy komiczne wręcz spadki wyświetlanej liczby klatek animacji czy przycinki. Do tego przedpotopowy multiplayer, gdzie możemy grać tylko z osobami na liście znajomych i wręcz komiczny system dzielenia się mapami online sprawiają, że mamy wrażenie, że Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp to jakaś archaiczna pozycja z epoki, gdy Internet był nowinką. Wisienką na torcie jest oprawa graficzna, która momentami wygląda raczej tandetnie.

Powyższe kwestie to takie kilka sporych łyżek dziegciu w beczce miodu. Nie brzmią może jak coś tragicznego, ale odbierają trochę z ogólnej oceny produktu. Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że Nintendo przesunęło premierę tytułu o ponad rok. W tym czasie można było dopracować wszystkie elementy tytułów i zaserwować nam wyśmienity remake. Niestety wybrano opcje niezrobienia niczego.

Mogło być lepiej

Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp to taki przeciętny remake dwóch naprawdę dobrych i kultowych gier. Nowa wersja nie jest zła. Wręcz przeciwnie można bawić się przy niej świetnie. Ewidentne jest jednak, że twórcy poszli na łatwiznę i wydali produkt niespełniający obecny standardów. To trochę komiczne, że w kwestiach online Nintendo nadal jest jakieś 15 lat za konkurencją.

Osobiście z tego powodu Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp traci w moich oczach naprawdę sporo. Kłamałbym jednak, pisząc, że nie bawiłem się świetnie przy dwóch kapaninach na kilkadziesiąt godzin. Wsiąknąłem w świat wojenek kolorowych państw dokładnie tak jak za czasów Game Boy i Nintendo Dual Screen. Mimo wszystko mam naprawdę mieszane uczucia co do Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp.

Za udostępnienie gry do testów dziękujemy dystrybutorowi, ConQuest Entertainment. Ocena bazuje na subiektywnej opinii recenzenta. Wydawca i jego partner PR nie mieli wpływu na wynik.

Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp

229.99 pln
7.3

Fabuła

7.5/10

Mechanika

9.0/10

Oprawa graficzna

6.0/10

Frajda

9.0/10

Online

5.0/10

Zalety

  • Dwie świetne gry w jednym pakiecie
  • Wiele godzin rozgrywki
  • Bardzo przyjemna gra strategiczna

Wady

  • Oprawa graficzna jest przeciętna
  • Skopane funkcje online