Zmęczony? Posłuchaj tekstu!
Getting your Trinity Audio player ready...

Guerrilla Games to solidna firma technologiczna. Gry tego studia wewnętrznego Sony prawie zawsze zachwycały stroną wizualną i kunsztem technicznym. Nie inaczej jest w dodatku do Horizon Forbidden West, pod tytułem Burnig Shores. To konkretne DLC postawiło poprzeczkę na jeszcze wyższym poziomie, którego nie dosięgła już wersja PS4. Pytanie, czy etykietka mistrzów kodu i wizualizacji przekłada się na dobry produkt pod względem gameplayu, scenariusza, fabuły?

To jest dobre: Jakość grafiki, to absolutna czołówka na konsolach obecnej generacji.
To jest słabe: Scenariusz posiada pewne nieścisłości, które niby można wybaczyć, a jednak… przeszkadzały mi.

szybowanie nad dżunglą

Piguła:

  • Wątek główny Horizon Forbidden West Burning Shores zapewni Ci zabawę na około 5-6h (jeśli zaczynasz z LVL 40+).
  • Zwiedzanie mapy, zadania i aktywności poboczne oraz ulepszenia broni to kolejne 4-6h w zależności od stylu gry.
  • Dodatek został wydany tylko na PlayStation 5. Wersja PS4 została porzucona ze względu na ograniczenia sprzętowe.
  • Burning Shores kontynuuje fabułę Forbidden West bezpośrednio po zakończeniu, które jest wymagane do odblokowania nowej przygody.
  • Podczas misji wątku głównego Aloy towarzyszy nowa koleżanka, Seyka z plemienia Quen.

Bardzo trudno nie zaczynać od najlepszego…

A może chcę to już mieć za sobą? Myślę i mam zamiar teraz napisać o grafice Burning Shores, która jest fenomenalna. Jasne, znajdzie się wiele gorszych tekstur, glitche graficzne i coś czego nienawidzę – pop-up obiektów. To wszystko jest, było i pewnie będzie. Wydaje mi się, że silnik Decima po prostu tak ma, a jejgo obecny stan deweloperski jest nadal gdzieś pomiędzy PS4 a 5. Nie mniej jednak ogólne wrażenie wizualne jakie wywołuje Horizon Forbidden West Burning Shores, to absolutny TOP tej generacji.

Recenzja Horizon Forbidden West na PlayStation 5

Swego czasu gra zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ogromna „piaskownica”, masa aktywności i godziny przyjemnego gameplayu. Wiele patentów być może zbyt mocno wyeksploatowano, ale to bez znaczenia dla osób, które niewiele grają w podobne gry (np. od Ubisoftu).
pływanie na skifie

Bogactwo kolorów, bardzo ładne modele obiektów i postaci, flora, fauna, efekty pogodowe. Wszystkie z wymienionych aspektów dodatku Burning Shores to elementy praktycznie bez wad. Nie ma sensu się przyczepiać do czegokolwiek, a prawdziwą wisienką na torcie są niezwykle realistyczne chmury i woda. Z resztą, niedawno z Kamilem graliśmy w Killzone 2 na leciwych PlayStation 3 i już tam Guerrilla Games pokazali, że „potrafią w efekt wody”.

rajska plaża i skif w Horizon Forbidden West Burning Shores

Podobnie z dźwiękiem. Muzyka, dźwięki kontrolera, tła, maszyn, akcji-reakcji. Są super i do tego gry ekskluzywne na PlayStation 5 już przyzwyczaiły graczy. Realizacja dźwięku jest świetna, chociaż wiele z sampli dźwiękowych już mi się osłuchało w grach od wewnętrznych studiów Sony. Z jednej strony jest coś fajnego, kiedy słyszysz ten sam dźwięk (np, świergot konkretnego ptaka) w 4 równych grach. Z drugiej? Słyszysz „to” i to nie jest „świeże”. Mam też małe zastrzeżenia do poziomów głośności niektórych dialogów. Miałem wrażenie, że w kilku momentach były zbyt cicho, nieadekwatnie do sytuacji na ekranie.

Słoneczna Kalifornia i Los Angeles zapraszają!

W Horizon Forbidden West Burning Shores nowy teren jest wielkości połączonych obszarów pustynnych oraz Pieśni ziemi z podstawowej mapy gry. Czyli, tak na oko to jakieś 1/5 powierzchni. Nowe hektary postapokaliptycznego Los Angeles to teraz archipelag wielu rozsianych wysp i wysepek. Co cieszy, level designerzy nie zapomnieli o uchwyceniu wielu charakterystycznych atrakcji L.A., takich jak obserwatorium astronomiczne, wille na zboczu, pozostałości rollercoasterów, wagonik ikonicznego tramwaju i wiele więcej. Oczywiście wszystko w stanie rozpadu i rozkładu. Przed zagraniem w grę warto odświeżyć sobie jakieś TOP10 atrakcji L.A. na blogach turystycznych. Późniejsze granie i zwiedzanie Płonącego brzegu będzie wtedy nieco ciekawsze.

widok na obserwatorium astronomiczne w Burning Shores

Woda spotyka się tutaj z aktywnym wypływem magmy, co tłumaczy pojawienie się na niebie majestatycznych cumulusów i cumulonimbusów. Przed zagraniem wiedziałem, że Guerrilla Games stworzyli jakąś magię z chmurami, ale byłem przekonany i myślałem początkowo, że będą one tylko gdzieś w oddali. Wskoczyłem na Nuroptaka (nowy typ latającej maszyny) i postanowiłem sprawdzić, czy chmurek da się dotknąć… I tak oto spędziłem kilka długich minut na lataniu i podziwianiu, jak to wszystko ładnie się prezentuje, działa i robi wrażenie.

To nadal stary Horizon

Ok, ok technicznie super, po co się powtarzać. Choćby po to, aby płynnie przejść do mankamentu Horizon, jako marki. Mankamentu, którego również i tu nie udało się zgrabnie i zauważalnie obejść. Świat przedstawiony w Horizon Forbidden West Burning Shores oraz pierwszej części na PS4 jest śliczny i to wszyscy wiemy. Problem to fakt, że jest zwyczajnie martwy, nudny, tak jakby zatrzymany w kilku kadrach. Ludzie, z malutkimi wyjątkami, poruszają się tylko w obrębie osad/posterunków. Maszyny mają z góry wyznaczone ścieżki i nic tutaj się nie dzieje, nic nie ewoluuje.

Naprawdę dziwię się, że w Guerilla Games nikt nie wpadł na pomysł, aby z biegiem scenariusza wprowadzać permanentne modyfikacje świata. W Burning Shores gracz doświadcza po raz kolejny tego samego. Jeśli jakiś NPC spotkany na początku zabawy rozbija jakieś kamyki na plaży, to będzie to robił już na zawsze. To samo z główną osadą, którą w DLC jest Rozbitkowo. Tu nic się nie zmienia i serio byłoby miło zobaczyć, że w czasie postępów fabuły powstają nowe budowle albo statki. Ba, takimi statkami NPC mogliby pływać i np. łowić ryby. To takie pierwsze lepsze pomysły, ale już one dodałyby nieco życia do świata. Jak zawsze są wyjątki, ale to za mało! Osoby, które grały w Burning Shores w akcie obrony DLC, wspomną o zmianach na mapie po finałowej walce. Tak, zgadza się – są zmiany, ale mi chodzi o płynny „proces ewolucyjny”, nie „zerojedynkowe zmiany”.

Uwaga spoilery dotyczące zakończenie Horizon Forbidden West!

Po co tu jesteś?

Jak już wspomniałem na początku tekstu, fabuła dodatku Burning Shores rozpoczyna się bezpośrednio po zakończeniu Horizon Forbidden West. Sylens, którego najprawdopodobniej widzimy ostatni raz, ze względu na śmierć aktora Lance Reddicka, ma dla Ciebie ważne info. Po ostatecznej bitwie z Zenitami nie znaleziono ciała jednego z nich, a mianowicie Waltera Londry. Walter w „dawnych ziemskich czasach” był bardzo wpływowym człowiekiem zajmującym się wieloma branżami przemysłu. Od filmów poprzez bioinżynierię i na komercyjnych lotach w kosmos kończąc. Chłop miał rękę do interesu. Gorzej z innymi aspektami życia, ale o tym dowiesz się grając.

główny zły charakter w dodatku burning shores

To co z tym Londrą? Z racji faktu, że jest Zenitą, i to o rozległej wiedzy, to też logicznym jest, że coś knuje i jest niebezpieczny. Aloy w Horizon Forbidden West Burning Shores wylatuje jego tropem w stronę L.A., gdzie szybciutko zostaje sprowadzona na ziemię i poznaje nową partnerkę przygód i nie tylko. Seyka, bo o niej mowa, to nieco narwana, krnąbrna i zawsze widząca wszystko lepiej członkini plemienia Quen. Tego samego, którego historię poznaliśmy w Forbidden West. Dziewczyny szybko znajdują wspólny język i ruszają do boju z maszynami.

Dalej bez złych spoilerów. Tylko te dobre 😉

ruiny na plaży w Horizon Forbidden West Burning Shores

Pierwszym poważnym zadaniem duetu bohaterek jest pozbycie się problemu wieży, która powitalnie zestrzeliła Aloy z nieboskłonu. Generalnie współpraca z wirtualną partnerką jest bardzo poprawna, Seyka całkiem skutecznie walczy z maszynami i nie przeszkadza. Jak zawsze i tradycyjnie w tego typu grach, towarzyszący NPC jest niewidoczny dla przeciwników do momentu wywołania alarmu przez gracza. Takie coś, mimo iż mogłem się spodziewać, że będzie w Burning Shores, to jednak… nie podoba mi się. Wiesz, o co mi chodzi, prawda? Ty skradasz się w trawie do przeciwnika, a twoja kompanka jak gdyby nigdy nic biega przed nosem zabójczego robota. A TEN NIC! Jest to cholernie irytujące i psuje immersję.

Przygoda dobrym poziomie

Horizon Forbidden West Burning Shores ma fabułę, której przebieg i główny nurt można przewidzieć w 3 minuty. Plemię Quen z definicji i według wewnętrznych zasad oddaje pewną cześć przedwiecznym ludziom. Kiedy grupa rozbitków spotyka żywego przedwiecznego, w grze pojawia się temat kultu jednostki. Jeśli dobrze pamiętasz zakończenie, motywy i cel Zenitów z Forbidden West, to domyślisz się, co będzie dalej. Tu bez większych zaskoczeń i plot twistów. Typowy standard, ale przyjemnie podany. Trochę tak jakby oglądać akcyjny film przygodowy z lat 90′ w niedzielne południe. Bez przesadnych, filozoficznych zabiegów czy zagadkowych niedopowiedzeń.

uratowany bilgun

To, co mi się podobało z historii Burning Shores, to powroty bohaterów z podstawowej wersji gry oraz ciekawe misje poboczne. W Forbidden West był z tym mały problem, bo twórcy poszli w ilość misji zamiast ich jakość. Dodatek oferuje garstkę rozbudowanych zadań pobocznych i aktywności, ale za to ich jakość i zawartość jest dużo lepsza. Określiłbym to tak, że bilans wątku głównego i wszystkiego wokół jest tak akurat, „w punkt”.

Burning Shores – za co ja tu płacę?

W Internecie wpadniecie na wiele opinii mówiących wprost, że DLC Burning Shores w cenie 89PLN, to złodziejstwo. 4h zabawy i prawie stówa w plecy. Skandal. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że jak ktoś atakuje tylko wątek główny, z poziomem postaci 45+, to przeora go w te 4h. Tu faktycznie Guerrilla Games mogli podnieść nieco próg wejścia, tak jak w DLC Frozen Wilds do pierwszej części. Tam, jak pamiętam, mocno się „zdziwiłem” po spotkaniu z pierwszym przeciwnikiem. Tu idziesz po prostu do przodu….

jurasic park

Warto wspomnieć, że Horizon Forbidden West Burning Shores to nie tylko nowa lokacja. Wśród świeżej zawartości znajdziesz nowe maszyny, mechaniki rozgrywki, bronie, ubranka i takiem tam. Jeden z nowych przeciwników to „Żabiak”, ogromna mechaniczna żaba znosząca „jaja”. Starcia może nie są niczym wybitnie nowym, ale dają sporo frajdy. Widać, że twórcy byli zadowoleni z projektu tego przeciwnika, bo eksploatują go dosyć mocno w kilku kluczowych momentach. I to nie jest minus! Osobiście miałem jeszcze nadzieje, że w DLC pojawi się jakaś forma walk w powietrzu, ale to chyba nie tym razem…

Nie wiem, kto namieszał, ale niesmak pozostał

Minusem, o którym chciałem napisać kilka akapitów temu, ale uciekłem w rozwijanie innych myśli, jest pewna niekonsekwencja. Niekonsekwencja scenariusza, którego szwy zaczynają puszczać, kiedy zaczynasz miksować wątek główny z zadaniami pobocznymi w nieco chaotyczny sposób. A przynajmniej ja tak grałem – nieco fabuły, nieco zadań pobocznych, trochę eksploracji i tak przez cały dodatek. Zaowocowało to kilkoma konfliktami informacyjnymi. Bez znaczenia dla fabuły i jej toku, ale już dla jej odbioru owszem.

lot w mrocznym kanionie

Są to sytuacje typu: misja główna nakazuje czegoś szukać, odkrywać, itp. Problem w tym, że ja już tam byłem, widziałem i wiem, gdzie coś jest. Z tym że moich odkryć dokonałem w czasie misji pobocznej i nagle późniejsze dialogi gubią sens. Nie będę pisać dokładnie, o co chodzi, bo możliwe, że twój styl gry uchroni Cię przed tym, co mnie spotkało :). Mogę jedynie zalecić ukończenie w pierwszej kolejności wątku głównego.

Mały spoiler do przemyśleń.

Skoro po finale Forbidden West Aloy z całą ekipą przejęli bazę Zenitów i ich „drukarkę”, to dlaczego nie używają ani tego, ani tego? Dzięki dostępowi do zaawansowanej technologii można by było pchnąć to WSZYSTKO mocno do przodu…

Horizon Forbidden West Burning Shores

Moim zdaniem Burning Shores, przy całym majestacie i wielu efektach „wow”, nie dorównuje Frozen Wilds z pierwszego Horizon. Przygoda rozgrywająca się w pozostałościach po dawnym Los Angeles jest kompletna, miła dla oka, a miejscami nawet ciekawa. Mimo to brakuje tu większej świeżości, jakiegoś mocnego akcentu. Bo jeśli tym mocnym akcentem miał być opcjonalny pocałunek bohaterek, to ja nie czuję się przekonany.

aloy i seyka

Sprawiedliwa ocena dodatku to jedno, można bilansować wszystkie za i przeciw. Chwalić grafikę, przystępność, nowe mechaniki, jak również ganić za mniejszą niż oczekiwana ilością nowości i pewnego „skostnienie serii”. Mniejsza o to! Ja bawiłem się świetnie i tych kilka godzin z Horizon Forbidden West Burning Shores zaliczam do udanych. Teraz wypada tylko czekać na wieści o dalszej eksploracji marki przez PlayStation Studios. Już wiemy, że powstanie zarówno Horizon 3 , jak i tytuł online. Wiemy też, co mniej więcej będzie zawierać fabuła, ale czy uda się zaskoczyć graczy czymś wybitnie nowym i ciekawym? Oby!

Za udostępnienie DLC do testów recenzenckich dziękuję oddziałowi PlayStation Polska.

Horizon Forbidden West Burning Shores

89 PLN
8.7

Grafika

10.0/10

Audio

9.0/10

Fabuła i scenariusz

7.5/10

Zawartość DLC

8.0/10

Frajda podczas grania

9.0/10

Zalety

  • Mistrzowskie wrażenia audiowizualne
  • Przyjemność płynąca z rozgrywki
  • Nowa, potężna broń w arsenale Aloy 🙂
  • Aktualizacje do drzewka umiejętności

Wady

  • Fabularnie bez zaskoczenia
  • Niski poziom wyzwania
  • Mało zauważalnych i znaczących nowości na miarę rewolucji
  • ...dlaczego nikt nawet nie próbował sensownie negocjować z Walterem?