Zmęczony? Posłuchaj tekstu!
Getting your Trinity Audio player ready...

Ostatnio mam ostry kryzys, jeżeli chodzi o granie w cokolwiek. Mimo, że czekają na mnie takie perełki jak Baldur Gate 3 oraz ostatnia Zelda, to jedynie, czego jestem w stanie się tknąć to ostatnie odsłony Resident Evil. Ten impas przerwała niedawna premiera dość niepozornej gierki w Game Passie, czyli Little Kitty, Big City. Skąd taka odmiana? Czy gra była warta mojego czasu? Czy po prostu jest dobra?

Piguła:

  • Gra jest debiutanckim dziełem studia Double Dagger Studio
  • Little Kitty, Big City opowiada o mały kotku, chcącym wrócić do mieszkania.
  • Gra nie jest za długa (2-3 godziny), ale można sobie ją wydłużyć pobocznymi aktywnościami.
  • Nie wiem jak na innych platformach, ale jeżeli chodzi o optymalizację to jest dość „różnie” na Xbox Series S.
  • W grze skupiamy się na eksploracji, rozwiązywaniu zagadek i…trollowaniu xD

Koci świat

Odpowiedź jest dość prosta. Potrzebowałem czegoś luźnego, a że kocham kotki, to też odpowiedź się sama nasuwa. Dodatkowo po zwiastunach gra sprawiała wrażenie byciem takim Untitle Gose Game, czyli idealną rozgrywką dla trolli. Tym bardziej, taki typ rozgrywki jest mi na rękę, gdyż trzeba uczciwie założyć, że za jakiś czas Senua’s Saga: Hellblade II dostarczy mi wrażeń z zupełnie innego spektrum. Wiec z pozytywnym nastawieniem, postanowiłem aktywować game passa i przekonać się, z czym to się faktycznie „konsumuje”.

Kitku w pudełku w grze Little Kitty, Big City

Little Kitty, Big City nie ma zbyt skomplikowanej fabuły. Po prostu jesteśmy kotkiem, który wypadł z okna i głównym zadaniem jest teraz powrócić na swoje stare śmieci. Gra głównie skupia się na elementach platformowych i rozwiązywaniu zagadek środowiskowych. Nie można także grze odmówić humoru, głównie wynikających z tego, jak możemy uprzykrzać życie mieszkańcom (nie)tak dużego miasta. Więc ściganie ich z ostrymi przedmiotami w pysku  czy kradzież telefonów to akurat pikuś.

Z miłości do futrzaków

Różne zachowania kitku w grze Little Kitty, Big City

Jak prezentuje się rozgrywka? Powiem, że dość czilowo. Naszym głównym zadaniem jest dorwanie czterech ryb, żeby podwyższyć staminę naszego kociaka, żeby miał więcej sił do wspinaczki. Oczywiście nie wyklucza to też innych aktywności pobocznych. W zasadzie zadania dodatkowe stanową esencję całej rozgrywki, bo gdyby nie one, to grę można byłoby skończyć w dwie, góra 3 godziny. A to zapolujemy jak rasowy kot na ptaki, a to poszukamy miejsc, gdzie można wyłożyć swój słodki tyłeczek. Definitywnie widać, że twórcy są kocimi miłośnikami, bo nawet nie popuścili gagu z jednym, zielonym i podłużnym warzywem xD Nawet zadbano, aby wraz z postępem w grze nasze kitku uczyło się nowych zachowań, jak zasypianie na życzenie czy mruczenie. Nie ma to absolutnie żadnego zastosowania w gameplay’u, ale jest. I JEST SŁODKIE.

Kitku poluje w Little Kitty, Big World

Technicznie jest dość średnio. Osobiście ogrywałem grę na Xbox Series S i o ile mogę powiedzieć, że gra była urokliwie słodka, to jest też po prostu oszczędna. Niech za przykład posłużą, chociażby sylwetki ludzi, które są bardzo foremne, a na dodatek bez żadnej mimiki. Dodatkowo muszę poskarżyć się na dość średnią optymalizację. Może i gra chodzi w 60 klatach, ale nierzadko zdarza się jej chrupnąć. W jednym miejscu na dodatek dość konkretnie (ostatni patrzy to naprawił). Podobnym epitetem można określić oprawę dźwiękową. Oczywiście, poza odgłosami naszego czworonoga.

Skanowanie tyłeczka w Little Kitty, Big City

Ogólnie czuć na każdym kroku niski budżet. Mała lokacja, którą można przebiec w dwie minuty, brak dubbingu i spora dawka głupich bugów. A to się fizyka „skrzaczy”, a to gdzieś nas przeteleportuje. Dobrze chociaż, że gra nie zalicza krytycznych błędów. Sam movement naszego kociaka wydaje się dość niedopracowany. Czasem nie wiadomo, czy ten wąski murek jest dla naszego bohatera akceptowalny, czy spadnie od razu w dół. Dodatkowo, jeżeli głównym adresatem mają być rodziny z dziećmi to tak trochę średnio przedstawia się fakt, że gra nie posiada naszej rodzimej lokalizacji. No, ale cóż. Więksi mają w głębokim poważaniu nasz kraj (tak, patrzę na Ciebie Nintendo), to też trudno wymagać od małego, niezależnego studia wyższych standardów.

Ideał dla miłośników kotów. Dla całej reszty zaś…

Podsumowując. Little Kitty, Big City to naprawę sympatyczna gierka dla miłośników kotów. Jest w niej sporo uroku i kociej beztroski. Osobiście, nie żałuje, że poświeciłem tej grze te kilka godzin ze swojego czasu. Z drugiej zaś strony, jakbym miał za nią zapłacić te ponad 100 zł, tak chyba czułbym się mocny niedosyt. Niestety, czuć pewien niewykorzystany potencjał i co najważniejsze – wszystkiego jest tutaj za mało. Niezła gra to pobrania i zobaczenia w game passie, ale niekoniecznie do kupowania za pełną cenę. Z drugiej zaś strony już widziałem kody na Steama za około 50 zł co już jest sensowniejszą ofertą. Tak czy inaczej poproszę o sequel z większą pompą 😉

Ekran tytułowy w Little Kitty, Big City

Grę do recenzji ogarnąłem sobie sam za pomocą subskrypcji Game Pass 😉

Little Kity, Big City

115 zł
6.3

Grafika/Dźwięk

6.0/10

FUN

7.0/10

Stosunek cena/jakość

6.0/10

Zalety

  • Bycie kocim trollem zawsze na plus
  • Miły gierka na odstresowanie

Wady

  • Chciałoby się więcej
  • średnia optymalizacja
  • Brak lokalizacji