Zmęczony? Posłuchaj tekstu!
Getting your Trinity Audio player ready...
|
Ok, główna fala materiałów na temat Hellblade 2 przeminęła. Po ukończeniu pierwszej odsłony musiałem sobie troszkę „dychnąć” od depresyjnych klimatów i skupiłem się na ogrywaniu Paper Mario. Teraz nazbierałem sił, żeby dołożyć swoją cegiełkę do dyskusji na temat Hellblade 2. Jak myślicie, po której stronie barykady staję?
Klepanie po plecach
Na początku zacznijmy pozytywnie, żeby odhaczyć to, co w teorii wiemy. Technicznie Senua 2 po prostu zamiata i widać postaranko. Przynajmniej w warstwie technicznej. W szczególności, jak się popatrzy na mimikę twarzy. Od czasów L.A Noire chyba nie widziałem nic lepszego w tym aspekcie. Wiem, głównie podziwiamy głazy, jest monotematycznie, a 1/3 ekranu poszła się kochać na rzecz grubych, czarnych pasów (cinematic experience, kufa!). Nie zmienia to jednak faktu, że jest na czym zawiesić oko nawet na moim ziemniaku, czyt. Xbox Series S.
Do warstwy audio też nie można mieć żadnych zarzutów. Głosy w głowie bohaterki zdają egzamin w budowaniu klimatu. Tak samo jak muzyka, która rozbrzmiewała w mojej głowie długo po ukończeniu przygody. Nawet tłumaczenie teraz lepiej zdaje egzamin, gdyż napisy nie są zdesynchronizowane z wydarzeniami na ekranie i nie mieszają się z sobą. Obecnie wyświetlają się z różnych stron. Taki zabieg bywa na początku nieco dezorientujący, lecz rozumiem, z czego ten wynika.
Gameplay w Hellblade 2 to kwesta dyskusyjna
Na tym etapie wchodzimy na grząski grunt, gdyż uważam, że mimo wszystko zaliczyliśmy gameplayowy progres. Eksploracja oraz zagadki z irytujących i powtarzalnych (przekleństwa lepiej by oddały moje emocje, aczkolwiek algorytmy Google za nimi nie przepadają) do mało angażujących. Brzmi nieco jak powiedzenie „z deszczu pod rynnę”, lecz dobrze obrazuje, z jakimi zmianami mamy do czynienia.
Przede wszystkim ta odsłona nieco przystopowała ze spamowaniem co chwilę koniecznością szukania runów, żeby iść dalej. Myślę, że moja psychika by drugi raz takiej abominacji nie wytrzymała, co już uważam za spory plus. Nawet pomimo wywalenia ciekawego pomysłu z portalami, ukazującymi różne perspektywy. Teraz patrzymy w lewitująca wodę, zmieniającą topografię terenu. Można było znacznie lepiej, ale przynajmniej obyło się bez zgrzytania zębami. No i nie da się ukryć, że mamy do czynienia głównie z symulatorem chodzenia. Gdyby chociaż te spacery po skałach niosły z sobą tyle przyjemności co w Death Stranding, to nie byłoby tyle krzyku 😉
Walka moim zdaniem zmieniła się raczej na lepsze, aczkolwiek głównie przez to, że czuć, że ktoś rzucił dolarami. Wcześniej mogliśmy walczyć z wieloma przeciwnikami naraz i Senua zachowywała się jak maszyna do zabijania. Wraz z końcem zabawy licznik zgonów musiał być przynajmniej trzycyfrowy. Było się maszyną do zabijania.
Zgoda, ten element w Hellblade 2, na papierze, prezentuje się biedniej. Liczba możliwości zadawania obrażeń została zredukowana. Poza tym teraz walczymy 1 na 1. Różnica polega na tym, że zamiast machać mieczem jak cepem, czuć ciężar ciosów. Senua stała się strasznym słabeuszem, którego byle cios potrafi wyprowadzić z równowagi. Na dodatek, żeby idealnie sparować cios, trzeba idealnie wyczuć moment, gdzie wcześniej to była prościzna. Z łowcy staliśmy się zwierzyną, czekająca na swój moment.
No i oczywiście te wszystkie animacje czy przejścia między przeciwnikami są po prostu miodne! Wbrew pozorom można zginąć podczas tych potyczek, szczególnie na wyższym poziomie trudności. Z drugiej zaś strony, można je całkowicie wyłączyć. Jak to powiadają – dla każdego coś miłego. Osobiście czuję się ukontentowany ze zmian wprowadzonych do systemu walki.
Pora na gównoburzę
Najwięcej zarzutów mam do tego, w czym ta gra powinna najbardziej błyszczeć. Na etapie, gdzie większość nie zgłasza sprzeciwu, czyli historia i klimat. Nie będę wchodzić w szczegóły (spoilery i te sprawy), lecz niestety uważam, że Ninja Theory chyba nieco brakowało pomysłu.
Fabuła nie ma jasnego kierunku, sprawiając wrażenie nieco rozwodnionej. Teraz zabrzmię nieco boomersko, lecz emanowanie mrokiem i ciągle powtarzanie motywu tegoż mroku pochłaniającego bohaterkę jest TAK BARDZO NA SIŁĘ. Możecie mi nie ufać, lecz jest we mnie wiele empatii z racji mojego zawodu. Spotkałem się w życiu z wieloma tragediami. Jestem ostatnim, który by bagatelizował problemu natury psychicznej, ale serio, wyczuwam w tej grze fałszywą nutę. Bycie na siłę „edgy”, żeby wszyscy mogli mówić „Och, jakie to głębokie”. Ból, cierpienie i depresja. Tymczasem, moim zdaniem, na tym polu najbardziej Senua 2 się wykłada. Brak dobrego scenariusza, tylko granie na emocjach.
Nie mówiąc o tym, że historia w pewnym momencie sprawia wrażenie przyśpieszonej i uciętej. Pieniądz się skończyły, czy Microsoft tupnął nogą? Może kiedyś się dowiemy. Nawet taka błaha rzecz, jak słupy runiczne, które przybliżają nam historie Midgaru, zostały popsute. Nie dość, że jest ich znacznie mniej, to na domiar złego, trzeba przy nich stać, żeby się odtwarzały. Widocznie zaczęły działać na bluetootha.
I jakie wnioski?
Senua 2 jest przykładem niewykorzystanego potencjału. Wraz z zastrzykiem gotówki wszyscy oczekiwali, że nowe przygody Senui nabiorą rumieńców. Będzie przypominać grę z krwi i kości. Tymczasem Ninja Theory wolało nam zaoferować przepiękny symulator chodzenia po skałach, mając w głębokim poważaniu całą resztę. W tym graczy.
Niema nic bardziej irytującego jak świadomość tego, że mając większy budżet i czas, ludzie stojący za tym projektem nie potrafili dojść do odpowiednich wniosków i zamknęli się w swojej bańce. Takim sposobem zamiast kandydata do gry roku, otrzymujemy pięknego średniaka.
Uważam, że na temat Senua’s Saga: Hellblade II opinię każdy powinien wyrobić sobie sam i zapoznać się z tym produktem w własnym zakresie. Jest to o tyle łatwe, że gra trafiła w dniu premiery do Game Passa. Pewnie takim sposobem Microsoft przekreślił jakiekolwiek szanse na komercyjny sukces tej gry, szukając pretekstu do zamknięcia kolejnego studia. Z innej zaś strony – w innych warunkach bym się nawet tego nie tknął 😉
Grę ograłem sobie w Game Passie.