Rune Factory to jedna z najbardziej niedocenionych serii gier, jakie wciąż są wydawane. Połączenie sielankowego symulatora farmy w stylu Story of Seasons z grą jRPG było genialnym patentem i każda kolejna odsłona tego cyklu oferuje wiele godzin wyśmienitej zabawy. Tytuł sprawdzał się super na konsolach przenośnych, ale też wypada dobrze na komputerze czy konsolach stacjonarnych. Ja od lat jestem oczarowany tą marką i zawsze spędzam wiele godzin z kolejnymi odsłonami cyklu. Niestety wiele osób nie miało okazji sprawdzić tej czaderskiej marki. Może Rune Factory: Guardians of Azuma zmieni ten stan rzeczy?
Rune Factory: Guardians of Azuma to spin-off cyklu utrzymany w japońskich klimatach. Nowa gra ma premierę wraz ze Switchem 2, ale jest także dostępna na PC i oryginalne Nintendo Switch. Ja katowałem w ten tytuł zarówno na komputerze stacjonarnym jak i Steam Deck i jestem mega zadowolony z tego jak gra wydana przez Marvelous śmiga na przenośnym komputerze Valve.
Jak grom z jasnego nieba
Akcja gry toczy się w krainie Azuma, inspirowanej kulturą japońską, gdzie gracz wciela się w jednego z dwóch bohaterów: Subaru lub Kaguya. Po katastrofie znanej jako Celestial Collapse, która zniszczyła równowagę świata, zadaniem gracza jest przywrócenie harmonii poprzez walkę z tajemniczym złem niszczącym faunę i florę oraz odbudowę zniszczonych wiosek. Na początku wybieramy naszą postać i zostajemy przywitanie przez powietrzną bitwę na smokach. Nasz bohater obrywa w potyczce i ranny trafia do wioski, która stanie się naszą bazą i pierwszym punktem do ochrony. Wynika to z tego, że nasza postać budzi się bez wspomnień, słysząc głos nakazujący mu przyjąć moc Tancerza Ziemi, by ocalić krainę. Mamy więc jasno zarysowaną główną misję, ale większość przygody spędzimy na rozwoju wiosek i pomaganiu ich mieszkańcom.
Azuma to kraina podzielona na wioski odpowiadające porom roku, każda z unikalnymi festiwalami i tradycjami. Stylizacja świata czerpie garściami z japońskiej kultury, co przejawia się w architekturze, strojach postaci oraz obecności stworzeń inspirowanych mitologią, takich jak kappa czy tengu. My mamy okazję to wszystko chłonąć jako bohater naprawiający i rozbudowujący kolejne wioski.
Fabuła nie jest zła. Zwłaszcza jak na ten typ produkcji, gdzie zdecydowanie gra ona drugie skrzypce dla rozgrywki i drobnych scenek budowania relacji z mieszkańcami. To taka większa epicka opowieść o ratowaniu świata połączona z sielanką znana z cyklu Story of Seasons. Nacisk jest oczywiście na te bardziej standardowe elementy historii gier tego typu.
Po staremu plus
Jednym z filarów gry pozostaje oczywiście rozbudowany system życia codziennego. Uprawa roli, zbieractwo, gotowanie, rybołówstwo – wszystko to wraca w nowej odsłonie i działa z większą płynnością niż kiedykolwiek. Mechanika budowania wioski zyskała zupełnie nowe oblicze – teraz budujemy osady od zera, planując ich układ w stylu siatki. Co ważne, wygląd naszej wioski wpływa na tzw. Scenic Score – parametr określający jej urok i funkcjonalność. To nie tylko kosmetyka – od wyniku zależy rozwój społeczności, liczba przybywających mieszkańców i odblokowanie kolejnych funkcji.

Wprowadzenie nowości, takich jak Święte Skarby, daje rozgrywce dodatkową głębię. Te artefakty służą nie tylko jako narzędzia rolnicze, ale i bojowe. Przykładowo – parasol podlewa rośliny, ale też przyzywa błyskawice w czasie walki. Bęben może przyspieszyć wzrost plonów lub leczyć drużynę, a ognisty miecz zamienia dojrzałe rośliny w nasiona, jednocześnie będąc potężną bronią ofensywną. To świetny przykład integracji dwóch pozornie różnych mechanik – rolnictwa i walki – w jedną spójną całość. Dzięki temu gracz ma realny powód, by eksperymentować i łączyć swoje codzienne obowiązki z przygotowaniami do kolejnych bitew.
Jeśli chodzi o eksplorację i walkę, Guardians of Azuma wprowadza kilka zmian względem poprzednich odsłon. Walki są dynamiczne, intuicyjne i opierają się na prostym, ale skutecznym systemie combo. Uniki w odpowiednim momencie aktywują tzw. Bullet Time – krótką fazę spowolnienia czasu, która pozwala zadać przeciwnikowi dodatkowe obrażenia. Każda broń ma unikalny styl – łuki pozwalają na walkę dystansową, talizmany dodają efekty statusowe, a miecze oferują balans między siłą a prędkością. Mimo że system walki nie jest bardzo rozbudowany, to jego płynność i responsywność sprawiają, że starcia są przyjemne i nie nużą. Do tego dochodzą klasyczne lochy do eksploracji, w których czekają nie tylko potwory, ale i łamigłówki, rzadkie składniki oraz skrzynie ze skarbami.

Relacje sercowe
Nie zabrakło również tego, co stanowi o sercu serii Rune Factory – relacji międzyludzkich. W Guardians of Azuma gracz może nawiązywać przyjaźnie, romanse, a nawet małżeństwa z wieloma postaciami – zarówno płci przeciwnej, jak i tej samej. W grze znajduje się szesnaście postaci, z którymi możemy budować bliższe więzi, każda z unikalną osobowością, historią i powiązaniami z lokalną kulturą. Wśród nich znajdziemy m.in. Fubuki – boginię zimy o chłodnym usposobieniu, ale wielkim sercu; Irohę – właścicielkę herbaciarni pełną nostalgii za starymi czasami; czy Kai – oni o dzikim temperamencie i ukrytej wrażliwości. Rozwijanie relacji odbywa się poprzez codzienne rozmowy, obdarowywanie prezentami, wspólne misje i wydarzenia fabularne – wszystko to, co fani serii uwielbiają.
Jest bardzo fajnie
Rozgrywka trzyma się formuły serii, ale wszystko jest wypolerowane na maksa i dorzucono sporo drobnych smaczków uprzyjemniających zabawę. Opieka nad wioską jako ten magiczny tancerz jest spoko i system rozbudowywania wiosek i zarządzania nimi to taki spoko dodatek strategiczny do całej formuły.

W ogólnym rozrachunku gameplay wypada mega dobrze i wciąga jak bagno. Niby to trochę to samo co zawsze, ale super sterowanie, masa systemów i przyjemność z gry są na bardzo wysokim poziomie. Dawno nie byłem aż tak wciągnięty przez podobne produkcje.
Bajkowa grafika
Audiowizualnie Rune Factory: Guardians of Azuma to prawdziwa uczta. Grafika w stylu cel-shading przypomina akwarelowe ilustracje – postacie są pełne życia, a świat gry emanuje kolorem i detalem. Krainy pór roku – Wiosny, Lata, Jesieni i Zimy – są przepięknie zaprojektowane i każda z nich posiada swój niepowtarzalny klimat, zarówno wizualny, jak i dźwiękowy. Ścieżka dźwiękowa to spokojne, melancholijne melodie, które budują atmosferę odpoczynku, kontemplacji i magii. W momentach dramatycznych potrafi jednak przyspieszyć, dodając napięcia tam, gdzie trzeba.

Technicznie gra stoi na solidnym poziomie. Interfejs jest przejrzysty, sterowanie intuicyjne, a optymalizacja zadowalająca nawet na średnich komputerach. Choć pojawiły się drobne błędy – np. sporadyczne zacięcia AI postaci towarzyszących czy nie do końca przetłumaczone teksty w niektórych wersjach językowych – twórcy szybko reagują aktualizacjami. Gra wydaje się też przygotowana na przyszłe DLC, które mogą dodać nowe wioski, postacie, lochy i przedmioty.
Prosto do celu
Największą siłą Rune Factory: Guardians of Azuma jest jednak to, że doskonale wie, czym chce być. Nie próbuje na siłę gonić za trendami AAA, nie kusi realistyczną grafiką czy skomplikowaną narracją. To gra o życiu – w jego najprostszej, ale i najpiękniejszej formie. O budowaniu domu, pomaganiu innym, przyjaźni, miłości i przygodzie, która zaczyna się za płotem naszej farmy. Dla fanów Rune Factory to powrót do korzeni z nową energią, dla nowych graczy – idealne miejsce na rozpoczęcie przygody z tą unikalną serią.

Rune Factory: Guardians of Azuma jest super
Jestem fanem cyklu Rune Factory i wiedziałem, że będę dobrze się bawił przy najnowszej produkcji z tej serii. Muszę jednak przyznać, że nie spodziewałem się, że Rune Factory: Guardians of Azuma sprawi mi tyle frajdy. To świetna odsłona swojego cyklu i bardzo udana mieszanka symulatora rolnictwa/sielankowego życia i RPG. Tytuł wciągnął mnie na wiele godzin i inne, większe tytuły poszły w odstawkę, tylko po to bym rozwijał wioskę i wykonywał zadania różnych mieszkańców. Rune Factory: Guardians of Azuma ma w sobie to coś i dla mnie to naprawdę cudowny tytuł. Bardzo cieszę się, że miałem okazję zagać i tak przyjemnie spędzić czas na komputerze i Steam Deck. Jak dla mnie ten tytuł to prawdziwa perełka i jedna z najfajniejszych gier pierwszego półrocza tego roku.