Zmęczony? Posłuchaj tekstu!
Getting your Trinity Audio player ready...

Los bywa przewrotny. Latami czekaliśmy na kontynuację przygód Bayonetty, a gdy już sobie przypomnieliśmy o serii, tak Platinum Games w bonusie poczęstowała nas zupełnie nowym, zaskakującym projektem. Czym w zasadzie jest Bayonetta Origins: Cereza and The Lost Demon? Odpowiedź, jest dość pokrętna i nieoczywista.

To jest dobre: Zmiana konwencji wyszła tej serii in plus.
To jest słabe: Cena gry, przy jednoczesnym wrażeniu, że ma się do czynienia z produktem „indie”.

Piguła

  • Bayonetta Origins oferuje minimum 15 godzin zabawy;
  • Mechanika sterowania dwoma bohaterami wypada dość świeżo i przyjemnie;
  • Gra technicznie nieco rozczarowuje.
ekran tytułowy Bayonetta Origins: Cereza and The Lost Demo
Witamy w opowieści

Dziecięce igraszki

Nowa przygody Bayonetty skupiają się na jej początkowych flirtach z czarną magią. Nim stała się pewną siebie wiedźma i postrachem wszelkich istot z piekła i nieba, nasza Cerezę poznajemy jako niepewną siebie dziewczynkę, niepotrafiąca zapanować nad demonami. Jej miłość do matki i chęć jej ujrzenia pchnęła ją w niebezpieczne tereny lasu Avalonu, gdzie zawiązuje sojusz z demonem Cheshirem.

Smustasek z Bayonetta Origins: Cereza and The Lost Demo
Zatroskana Bayonetta

Fabuła nie stanowi specjalnie mocnego punktu programu, odhaczamy w niej kilka typowych tropów. Mamy klasyczne przekomarzanie się duetu bohaterów. Na początku wzajemnie się nienawidzą, by później nie móc bez siebie żyć. Podążanie za MacGuffinem? Oczywiście, że jest. Zdrada? Jeszcze jak! Pewna przewidywalność nie stanowi specjalnie dużego problemu, natomiast sama prezencja historii już tak. Chodzi o to, że jest po prostu zbyt oszczędna.

Nie mam problemu z tym, że przerywniki są na silniku gry, o nie, nie! Powiem nawet, że wykorzystanie narratora, czytającego baśń jak dziecku wraz ze zmianą głosów, jest po prostu słodka. Jednakże opowieść jest prezentowana, w przeważającej większości, w formie statycznych obrazków, co w połączeniu z łopatologiczną ekspozycją (w szczególności na początku) jest nieco nużące i irytujące.

Wrzućmy wszystko do kotła

Czym w zasadzie jest Bayonetta Origins: Cereza and The Lost Demon pod względem rozgrywki? Powiem, że jest dość ciekawą i oryginalną hybrydą. Sam szkielet rozgrywki nawiązuje nieco do starszych Zeld z rzutem izometrycznym. Przede wszystkim mamy tak skonstruowane lokacje, że backtracking stanowi chleb powszedni. Wraz z odblokowywaniem nowych umiejętności, mamy dostęp do wcześniej niedostępnych ścieżek i kilku mniejszych mechanik.

Z Breath of the Wild zapożycza sobie odrobinkę konstrukcję kapliczek (zwane tutaj tir na nÓg). Na odrębnych arenach musimy rozwiązywać zagadki logiczne lub wytłuc wszystkich wrogów. Najczęściej w nagrodę otrzymujemy fragmenty serca (koniczyny?) rozwijające naszą żywotność. Brzmi znajomo?

Zagadka z Bayonetta Origins: Cereza and The Lost Demon
Trzeba to razem rozkminić

Inne zapożyczenia

Osobną kwestią jest sama kontrola postaci, która natomiast została żywcem wyciągnięta z Brothers – A Tale of Two. Chodzi o to, że lewą połową pada (lub joyconem) sterujemy naszą czarownicą, a prawą demonem. Muszę powiedzieć, że ma to sens. Czasami człowiekowi mózg przestawał funkcjonować i zaczynały się mylić strony. W ogólnym rozrachunku pomysł zdaje swój egzamin. No i też nie jest tak, że non stop musimy sterować dwiema postaciami. Gdyby tak było, tempo eksploracji mapy prawdopodobnie by siadło. Na szczęście, Cheshira można „zminimalizować” do formy pluszaka. 

Otrzymujemy przy okazji dość prosty system walki, który jest konsekwentnie rozbudowywany. Nasza Cereza nie ma zbyt dużego potencjału ofensywnego, gdyż głównie odpowiada za spowalnianie adwersarzy, natomiast nasz pluszowy potworek sporo nadrabia w tym departamencie.

Walka w Bayonetta Origins: Cereza and The Lost Demon
Pora powalczyć

Jak się w ogólnym rozrachunku w to gra? Zaskakująco… dobrze! Pragnę przestrzec, że pierwsza godzina jest dość miałka. Jest dużo ekspozycji, wprowadzenia w świat, natomiast niewiele sensownego, satysfakcjonującego grania. Człowiek czuje się tylko znudzony i zagubiony. Powiem szczerze, że gdybym oceniał Bayonette Origins tylko po demie, nigdy nie sięgnąłbym po ten tytuł. Na szczęście im dalej w las (i to dosłownie), tym bardziej rozgrywka nabiera kolorytu. Przyzwyczajamy się do mechanik, nabywamy nowe umiejętności. Ogólnie rzecz biorąc, rozgrywka rozwija się w odpowiednim kierunku.

Pewien niesmak

Mam dość mieszane uczucia, co do grafiki. Jeżeli chodzi o warstwę artystyczną, nie mam najmniejszego problemu. Jest różnorodnie, kolorowo i z pomysłem. Miło eksploruje się świat. Jednakże pod względem technicznym można było się pokusić o nieco więcej. Fakt, Bayonetta 3 niedomagała pod tym względem, lecz wynikało to z faktu, że twórcy rzucili się z motyką na słońce, ale chociaż było widać przy niej „postaranko”.

Tutaj nie dość, że nie mamy władzy nad kamerą i widzimy tylko to, co sami autorzy przewidzieli, to jeszcze dochodzą kolejne problemy. Tekstury bywają dość rozmazane i poszatkowane, efekt przezroczystości jest mało satysfakcjonujący, nie wspominając już o dość krótkim, niekiedy, dystansie rysowania obiektów przed nosem. Mógłbym jeszcze to wybronić, gdyby chodziło przynajmniej w 60 klatkach, tymczasem gra ma wciąż problemy z utrzymaniem połowy z tej liczby. Rzadko, ledwo zauważalnie, co nie zmienia faktu, że ktoś tutaj trochę pojechał z optymalizacją po bandzie. Nie tego spodziewałem się po Platinum Games, studiu, które niegdyś brylowało z wyciskania siódmych potów.

Niedomagania grafiki z Bayonetta Origins: Cereza and The Lost Demon
Nie wygląda to dobrze

Oprawa dźwiękowa jest chyba w dużej mierze kwestią gustu. Aktorka głosowa, wcielająca się w postać naszej wiedźmy, nie przypadła mi za bardzo do gustu. Co innego mogę natomiast napisać o głosie narratorki. Na szczęście puryści, narzekający na ten aspekt, zawsze mogą zmienić dubbing na język japoński. Moim zdaniem, jeżeli chodzi o Bayonettę, niestety robi się wtedy jeszcze bardziej irytująca.

Dusza malkontenta

Czy są jakieś widoczne wady? Osobiście mapa świata i topografia terenu jest dla mnie dość uciążliwa. Nie ma tego problemu, jeżeli chodzi o wątek główny, gdyż droga jest dobrze oznaczona. Gorzej, gdy zboczymy ze ścieżki i zaczniemy poszukiwać sekretów lub powrócimy do zabawy po ujrzeniu zakończenia. Dojście do celu stanowi mękę, pomimo że miejsc „z szybką podróżą” nie jest specjalnie mało. W orientacji w terenie też nie pomaga brak kontroli nad kamerą, przez co jest dość spora tendencja do błądzenia.

Takie „zdziwko”, to ja biorę w ciemno

Bayonetta Origins: Cereza and the Lost Demon jest drugim, (po Hi-Fi RUSH) naprawdę pozytywnym zaskoczeniem tego roku. Może nie tak spektakularnym i biorącym wszystkich z zaskoczenia, aczkolwiek sprawiającym naprawdę pozytywne wrażenie. Zamiast popierdółki na chwilę, otrzymujemy kompetentny produkt na minimum 15 godzin solidnej zabawy, nie licząc zadań dodatkowych. Tu i ówdzie odnosi się wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia bardziej z produktem Indie mającym niski budżet, a niżeli AAA. Ten ostatni segment przypomina niestety tylko z ceny. Nie zmienia to faktu, że Switch otrzymuje kolejną niezłą grę na wyłączność.

Za udostępnienie gry do testów dziękujemy dystrybutorowi, ConQuest Entertainment. Ocena bazuje na subiektywnej opinii recenzenta. Wydawca i jego partner PR nie mieli wpływu na wynik.

Bayonetta Origins: Cereza and the Lost Demon

239
7.6

Grafika/Dźwięk

7.0/10

Fabuła

7.0/10

mechaniki

8.5/10

Gameplay/frajda

8.0/10

Zalety

  • Ciekawe połączenie mechanik
  • Wyważona długość zabawy
  • Ciekawy spin - off

Wady

  • Czuć niski budżet....
  • Cena gry
  • Z grafiki dało się więcej wykrzesać