Zmęczony? Posłuchaj tekstu!
Getting your Trinity Audio player ready...

Kiedy zastanawiam się nad serią Pikmin, przyznam szczerze, że mimo iż ukończyłem poprzednie odsłony i spędziłem przy nich sporo czasu, nie nazwałbym siebie fanem tej franczyzy. Nie wciąga mnie zbytnio, nie wywołuje zachwytu, a jednocześnie nie wzbudza też niechęci. To taka seria, która jest tam, gdzie jest, i to wszystko. Niemniej jednak, zdumiewa determinacja Nintendo w kontynuowaniu serii, mimo braku spektakularnych sukcesów komercyjnych. Ostatnio mieliśmy okazję zagrać w mało porywające porty dwóch pierwszych odsłon z konsol Wii i Gamecube’a, które średnio radzą sobie w starciu z dzisiejszymi standardami. Teraz przyszedł czas na Pikmin 4, i chociaż sceptycznie podchodziłem do tej produkcji, zaintrygowała mnie. Czy Pikmin 4 to ewolucja, czy tylko powtórzenie błędów?

To jest dobre: Pikmin 4 jest najlepsza odsłoną serii.
To jest słabe: Niewykorzystany potencjał tryby coop.

Piguła:

  • Gra pomimo drobnych droppów animacji jest solidnie zoptymalizowana pod Switcha,
  • Sama kampania fabularna to minimum 20 godzin wyśmienitej zabawy. Drugie tyle to „masterowanie”,
  • Postać Outchiego wprowadza spory powiew świeżość.
Ekran tytułowy Pikmin 4

Opowieść o legendarnym pechowcu

Przygodę zaczynamy jako najbardziej pechowy kapitan w galaktyce, czyli Olimara. Jak to zwykle bywa, chłop musiał się rozbić w obcej galaktyce. Z pomocą ratunkową wyruszył zespół, który na jego nieszczęście też zaliczył twarde lądowanie. Ostatnią deską ratunku jest pewien żółtodziób, którym jest… tak TY graczu! Takim sposobem w pojedynkę musimy odwalić całą czarną robotę, mając zerowe doświadczenie. Bo co może pójść nie tak? Na szczęście, po wylądowaniu szybko natrafiamy na pomoc w postaci pieska Outchiego. Przynajmniej on wydaje się kompetentny i przydatny, w realizacji twoich obecnych i przyszłych zadań.

Chcesz wiedzieć, jak wypada Pikmin 1+2 na Nintendo Switch? Sprawdź naszą recenzję! 😉

Pikmin 4 stanowi jedyne w swoim rodzaju połączenie RTS z platformówką. Naszym nadrzędnym zadaniem jest zarządzanie różnymi gatunkami naszych stworków. Te mają zarówno zastosowanie ofensywne, jak i przydają się do przenoszenia przedmiotów oraz innych czynności pokroju kopania czy budowania przejść. Dla przykładu, standardowe czerwone są odporne na ogień. Lodowe potrafią zamrażać całe stawy, a np. fioletowe to są takie siłacze, co jeden taki ma krzepy za dziesięciu. Są też latające, które są kiepskie w walce, ale potrafią wysoko w powietrzu przenosić drogocenności, unikając przeszkody na ziemi.

Miła zdobycz z gry Pikmin 4

Powiew świeżości w Pikmin 4

Największą nowością jest jednak nasz piesio. Nie ukrywam, że jestem dużym fanem Outchiego i jego licznych możliwości, które zarówno rozwijają się wraz z postępem w grze, jak i my sami możemy w niego inwestować. W poprzednich odsłonach właśnie zawsze irytował mnie fakt, że nasz bohater był praktycznie przytwierdzony do ziemi i nic nie potrafił zrobić. Nawet porządnie z liścia nie mógł dać. Outchi jest odpowiedzią na te zarzuty. Już samo to, że potrafi skakać, wiele zmienia w rozgrywce. W dalszych etapach uczy się nowych zdolności i to jest prawdziwy game changer w Pikmin 4.

Dużo dobroci

Jak się gra w Pikmin 4? Po prostu wyśmienicie! Zabawy została podzielona na kilka segmentów. Podstawą jest standardowa mapa, gdzie towarzyszy nam nieubłaganie uciekający czas. Istotną kwestią są również różnego rodzaju Dungeony oraz wyzwania zwane tutaj Dandori. Lochy przeważnie kryją w sobie najciekawsze skarby, jak również bossa na końcu. Trzeba takowe koniecznie zaliczać, gdyż to w nich przeważnie ukryci są nasi towarzysze, a ratowanie ich jest istotnym aspektem. 

Dandori uderza w nieco inne tematy i opiera się na sztuce zarządzania. Jest na nas nałożony limit czasowy i w jak najkrótszym czasie mamy zrobić jak najwięcej rzeczy, ucząc się przy tym skupienia na wielu rzeczach równolegle. Występuje też wariacja, przy której rywalizujemy z innym „władcą pikminów”. Ta wersja jest jeszcze „żwawsza” i pozwala na pewne elementy negatywnej interakcji z naszym oponentem.

Pikminy w akcji w grze Pikmin 4

Pikmin 4 jest solidnie wypełniony porządną zawartością. Jasne, nie zawsze jest to content świeży. Wielokrotnie zdarzy się tak, że mapy są recyklowane, albo po prostu użyte w innym kontekście. Np. w tej odsłonie mamy jeszcze sporo misji nocnych, gdzie gra zamienia się w Tower defence i naszym zadaniem jest odparcie fali przeciwników. Nie zabrakło też osobnej kampanii fabularnej czy misji pobocznych, z czego te ostatnie są już dla tych, którzy już naprawdę porządnie przesiedzą i mają skilla, gdyż poziom trudności już jest w nich niezłe wyśrubowany.

Miło i solidnie

Technicznie powiem, że Pikminy 4 są estetycznie miłe dla oka. Wiadomo, nie uświadczymy wodotrysków, ale miło, że gra nie zalicza większych „czkawek” i przeważnie mamy te stabilne 30 klatek. Pomimo, że jednostek niekiedy na ekranie mamy dość sporo. Sam design dość standardowy jak na serię.  Lasy, bagna czy plaże nie są czymś nowym, aczkolwiek są dobrze zaprojektowane. Jeżeli do czegoś miałbym się przyczepić to do dungeonów. Są często strasznie ciemne i monotonne. Tak czy inaczej nowe Pikminy są kolejnym przykładem, że Nintendo bardzo leży Unreal Engine, powoli rezygnując z autorskich technologii w swoich produkcjach. No piekło zamarzło 😉

Więcej o technicznym aspekcie w materiale wideo.

Dźwięk to standardowe dziamganie w stylu Nintendo. Coś na zasadzie love or Hate. Tym bardziej to tyczy się odgłosów porzucanych pikminów, które co po niektóre osoby z mojego otoczenia po prostu drażniły. Trzeba po prostu przyjąć, że na tym tle po prostu obyło się bez fajerwerków.

Malkontent na siłę

O cudowności nowych Pikminów świadczy fakt, że trzeba naprawdę się postarać, żeby znaleźć słabe punkty tej produkcji. Nie lubię, Gdy ktoś mnie pogania, by na koniec dnia nasze pikminy ukryć, aczkolwiek ten aspekt i tak został (poza jednym side questem) dość przytemperowany, względem wcześniejszych odsłon, wiec luzik. Recykling lokacji i assetów? Po 30 godzinach może to doskwierać, ale nie musi. Osobiście, jeżeli miałbym wskazać moment, gdzie serduszko mnie faktycznie zabolało, to zmarnowanie potencjał trybu co-op.

Zamiast rozdzielić czynności np. miedzy naszego bohatera i pieska, to drugi gracz robi za „bieda celowniczek”. Ogólnie motyw znany z np. Super Mario Galaxy czy Star Fox Zero. Jak dla mnie jest to jedne wielkie #meh, ale dla niedzielnych graczy i dzieci jest to jakieś rozwiązanie. Podobnie mam z trybem rywalizacji. Niby fajnie, że mamy kanapowego split screena, aczkolwiek szkoda, że nikt nie pokusił się o pełnoprawny tryb online.

W Internecie też wiele osób narzeka, na Otchiego, że jest zbyt „wykokszony” i przez niego używanie niektórych gatunków Pikminów mija się z celem. Cóż, poniekąd jest to prawda, lecz mi jego siła i uniwersalność nie przeszkadza. Po prostu traktuje to, jako naturalny progress i nagrodę. Jakbym był purystą narzekającym na zbyt niski poziom trudności, to już bardziej mój wzrok skierowałbym w stronę możliwości cofania czasu, gdy coś nam „nie pyknie”. 

Cieplutko na serduszku

Mimo, że nie jestem wielkim fanem serii, tak z czystym sumieniem gorąco polecam Pikminy 4. Wcześniej seria kojarzyła mi się z pewnym niewykorzystanym potencjałem.  Najnowsza odsłona rozwija wiele pomysłów, dopieszczając wiele aspektów rozgrywki, będąc przy okazji czym więcej, aniżeli zwykłą ewolucją oferując przy tym pokaźną ilość wyśmienitej zabawy. Jak dla mnie Must Have dla posiadaczy Pstryka.
PS: Czy to nie miło, że w całą serię Pikmin można zagrać na Switchu? 😉

Plansza końcowa w Pikmin 4

Za udostępnienie gry do testów dziękujemy dystrybutorowi, ConQuest Entertainment. Ocena bazuje na subiektywnej opinii recenzenta. Wydawca i jego partner PR nie mieli wpływu na wynik.

Pikmin 4

239
8.8

Grafika/Dźwięk

8.0/10

Przyjemność z grania

9.0/10

Mechanika

9.0/10

Stosunek cena/jakość

9.0/10

Zalety

  • Nowe mechaniki
  • Miła dla oka oprawa
  • Solidna długość zabawy

Wady

  • recykling lokacji
  • Tryb co- op mało satysfakcjonujący